Reklama

BEZPIECZEŃSTWO

Kosmos areną walki o dominację. US Space Force wkracza do gry [ANALIZA]

Fot. US Space Force [spaceforce.mil]
Fot. US Space Force [spaceforce.mil]

W przestrzeni kosmicznej drzemie olbrzymi potencjał zmiany oblicza kolejnych wojen i obecnego układu sił na Ziemi. Dostrzegają to rządy kolejnych mocarstw, chcące w coraz większym stopniu dokonywać projekcji swojej siły także w wymiarze pozaziemskim. Kontestacja dominacji Stanów Zjednoczonych w kosmosie przyniosła w ostatnim czasie ogłoszenie przez to państwo - i w konsekwencji także przez NATO - traktowania tej przestrzeni fizycznej jako piątego pełnoprawnego wymiaru militarnych działań operacyjnych (po trzech domenach geograficznych i cyberprzestrzeni). Poszły za tym konkretne decyzje o sformowaniu nowego komponentu sił zbrojnych, który zajmie się zakresem obrony szeroko pojętych strategicznych zasobów orbitalnych.

Cel USA - utrzymać wiodącą rolę

Wynik przyszłych starć w kosmosie może zadecydować o kierunku innych operacji prowadzonych już bezpośrednio na Ziemi - w powietrzu, na morzu, lądzie i cyberprzestrzeni. Działania prowadzone w kosmosie i z kosmosu stają się bowiem komplementarne do tych realizowanych w przestrzeni lądowej, powietrznej i morskiej, które z czasem będą miały raczej pochodne znaczenie, skupiając się na zadaniu fizycznego ciosu sparaliżowanym komunikacyjnie, organizacyjnie i nawigacyjnie oddziałom przeciwnika oraz na opanowaniu/nadzorowaniu terytorium lub zniszczeniu rozproszonych sił, organizacji rebelianckich czy terrorystycznych. Człowiek prędzej czy później musi też wyjść z granic naszej planety, tak jak wcześniej opuścił swoje plemiona, osady czy kontynenty – a za Nim powędruje potrzeba zabezpieczania swoich interesów i obrony zasobów. W wybranych krajach są już tworzone tzw. wojska kosmiczne, z zamysłem realizacji priorytetów narodowych tych największych ziemskich „graczy” oraz ich sojuszników.

Siły Kosmiczne Stanów Zjednoczonych (SK USA) to już szósty rodzaj wojsk w tym kraju, który ma osiągnąć gotowość do faktycznego działania przed końcem 2020 roku. Jak na razie, będą one powiązane z US Air Force (a w zasadzie, będą współdziałać na podobnych zasadach jak USMC z US Navy), ale po ostatecznej organizacji i uzyskaniu statusu gotowości do prowadzenia działań powinny z czasem uzyskać samodzielny status.

Zasadniczym celem powołania SK USA jest przede wszystkim prowadzenie nadzoru i ochrony eksploatowanego systemu rożnych satelitów (m.in. przed atakami i zderzeniami czy zakłócaniem) oraz zapewnienie wymaganej efektywności funkcjonowania systemu pozycjonowania satelitarnego czy naprowadzania rakiet. Armia kosmiczna będzie też miała za zadanie strzec też innych instalacji umieszczonych w przestrzeni kosmicznej, a należących nie tylko do USA, ale również ich sojuszników. W dalszej perspektywie – ma zadbać o bezpieczeństwo załogowych lotów kosmicznych oraz o zgodną z zasadami międzynarodowego prawa eksploatację kosmosu.

To wszystko związane jest nie tylko z samym bezpieczeństwem, ale również zapewnieniem USA przewagi militarnej i technologicznej nad każdym potencjalnym przeciwnikiem.

Przewidziano również powstanie Departamentu Sił Kosmicznych (Department of the Space Force) z ponownie wydzielonego dowództwa szczebla operacyjnego – US Space Command. W strukturze organizacyjnej amerykańskiego rządu znalazła się także specjalna agencja rządowa, mająca za zadanie opracowywanie nowych konstrukcji i technologii obronnych – Space Development Agency. Byt tej ostatniej jest jednak nadal niepewny, jeśli spojrzeć na opóźnienia w realizacji planu badawczo-rozwojowego i problemy z odpowiednim finansowaniem.

image
Fot. US Space Force/Staff Sgt. J.T. Armstrong [spaceforce.mil]

Zapewnienie bezpieczeństwa sieci satelitów i realizacji zadań przed nimi stawianych, a także obsługa systemów naprowadzania rakiet czy samej broni rakietowej – są to wszystko cele już dotąd realizowane. W niniejszym artykule zwrócimy jednak też baczniejszą uwagę na to, jak wyglądać mogą SK USA za kolejnych dziesięć, dwadzieścia… a może i więcej lat.

Kosmiczna armia, kosmiczne potrzeby

W samym Pentagon już dziś mówi się, że armia kosmiczna będzie wykorzystywała samoloty kosmiczne, zdolne do swobodnych i szybkich lotów na ziemską orbitę, tzw. satelity-roboty do niszczenia wrogich instalacji umieszczonych w przestrzeni okołoziemskiej, a nawet pojazdy kosmiczne wyposażone w broń jądrową i zdolne do uderzeń z orbity. Całokształtu mają dopełnić moduły orbitalne i stacje/porty, w których będą mogły kiedyś stacjonować oddziały „żołnierzy kosmosu”.

Prowadzone są już intensywne badania, a może już w pewnym zakresie i testy systemów uzbrojenia kolejnej generacji do takich zastosowań. Chodzi tu przede wszystkim o broń energetyczną i elektromagnetyczną oraz dalsze doskonalone rakiet przeciwsatelitarnych bazowania naziemnego.

Jako efektor rodzimego systemu przeciwsatelitarnego Amerykanie mogą stosować obecnie konwencjonalny pocisk SM-3, odpalany z pokładów niszczycieli i krążowników US Navy lub wyrzutni lądowych Aegis Ashore. Do tego celu dokonali oni jedynie modyfikacji jego oprogramowania, ale obecnie dostarczane pociski prawdopodobnie już wyposażono w odpowiednią konfigurację do wykonywania misji ASAT. Starsza wersja SM-3 Block 1A ma pułap wynoszący prawdopodobnie około 600 kilometrów, natomiast Block 2A już około 1450-2350 kilometrów. Z kolei pociski Ground-Based Interceptor, rozmieszone w bazach na Alasce i w Kalifornii, osiągają wysokość ponad 2000 kilometrów.

Należy też wspomnieć, że w ramach programu GSSAP (Generic Security Service Application Program Interface) umieszczono na orbicie dwa wysoko mobilne satelity przeznaczone do obserwacji innych „obiektów kosmicznych” i rejestracji ich aktywności. Pojawiły się też pewne informacje o planach zbudowania za kilka miliardów dolarów stacji kosmicznej. Najpierw w latach 2020-24 powstałby samodzielny moduł orbitalny o charakterze (początkowo) czysto eksperymentalno-testowym. Od czegoś jednak trzeba zacząć - z jego wykorzystaniem prowadzone będą badania nowej generacji satelitów, pojazdów kosmicznych i zaawansowanych technologii.

Natomiast w kolejnych latach ma on już być rozbudowany i stacjonować będą na nim nie tylko żołnierze, ale i roboty (np. Atlas lub Valkyrie). Oprócz najnowszej technologii wykorzystanej do budowy i funkcjonowania, stacja ma być wyposażona np. w systemy wytwarzające sztuczną grawitację i porty do cumowania pojazdów kosmicznych.

image
Fot. U.S. Air Force/Airman 1st Class Aubree Milks [vandenberg.af.mil]

 

Opuszczenie Ziemi i zamieszkanie na stacji kosmicznej lub odbywanie lotów wymaga przystosowania się człowieka do nowego środowiska. Trzeba zmienić wszystkie zasady dotychczasowo funkcjonowania (a nawet wypoczynku) czy dostosować się do nowych wymagań. Trzeba również pamiętać, że przeżycie i wydajna praca człowieka na takiej stacji kosmicznej lub w bazie wymaga zaopatrzenia go we wszystko, co niezbędne i wysłania tych zasobów z Ziemi. Dodatkowo konieczne jest opracowanie sposobów przetwarzania i usuwania odpadów. Należy tego wszystkiego dokonać przy jednoczesnym ograniczeniu wagi materiału zabieranego w kosmos. Ponadto wymagany jest sprzęt zapasowy, który jest konieczny w przypadku każdego systemu podtrzymującego życie w takim środowisko pracy.

Właściwe funkcjonowanie stacji czy bazy ma zapewnić wysoka automatyzacja i robotyzacja większości realizowanych na nich zadań. Przy czym automatyzacja oznacza w tym wypadku samodzielne wykonywanie przez systemy autonomiczne większości z czynności obsługowych oraz przynajmniej części z zadań głównych. Ludzie sprawować będą jedynie nadzór i wydawać ostateczne polecenia maszynom. To przyczyni się do zmniejszenia kosztów budowy i samej eksploatacji takich baz a przede wszystkim zwiększenia ich efektywności w działaniu.

Pod względem czysto militarnym takie obiekty będą zdolne do efektywnego prowadzenia rozpoznania, dowodzenia i przekazywania danych oraz nadzorowania orbitalnych systemów bojowych. Z kolei kosmiczne stanowiska dowodzenia zlokalizowane na takich stacjach mają zapewnić ciągłe, efektywne i szybkie nadzorowanie prowadzonych operacji militarnych na Ziemi i w kosmosie. Ich istotnym zadaniem będzie monitorowanie sytuacji i podejmowanie szybkich działań wyprzedzających wobec możliwych do zaistnienia zagrożeń. 

Samą bazę Amerykanie zamierzają zbudować już na Księżycu. Miała by ona funkcjonować w ramach cywilnej infrastruktury, przygotowywanej do zabezpieczenia technicznych potrzeb w procesie lotów na Marsa oraz dalszej eksploracji kosmosu. Z jednej strony zadaniem nowej bazy byłaby ochrona instalacji księżycowych, z drugiej również obrona przed agresywna polityką kosmiczna, o jaką Stany Zjednoczone oskarżają Rosję, a w szczególności Chiny.

Jednym z najlepszych miejsc do umieszczania stacji eksploracyjnych w kosmosie są punkty libracyjne w układzie stref wzajemnego przyciągania Ziemi i Księżyca (występuje tu względna równowaga sił przyciągania). Bazy mogą przebywać w nich niemal w jednym miejscu przez szacowany okres 8-12 lat.

Również montowanie statków kosmicznych na orbicie z elementów wynoszonych na pokładzie mniejszych rakiet powinno być o wiele tańsze niż budowa ich bezpośrednio na Ziemi. Warto też pamiętać, że dziś funkcjonuje Międzynarodowa Stacja Kosmiczna, ale w najbliższych latach mają powstać niezależne chińskie, rosyjskie oraz indyjskie obiekty tej klasy.

Broń kolejnej generacji

Kosmos sam w sobie oferuje szczególne możliwości konstruowania nieznanych dotąd super-skutecznych systemów uzbrojenia. Bazując na samych podstawowych prawach fizyki, do uzyskania szczególnie destrukcyjnych możliwości rażenia wystarczy w kosmosie umieścić wyrzutnię miotającą odpowiednio cienkimi i odpornymi metalowymi rdzeniami, która umożliwi nadanie im na tyle wysokiej prędkości początkowej, by niszczyć cele na powierzchni Ziemi. Materiałem do ich wykonania może być np. specjalny stop wolframu (tungsten) – o czym wspominają w swoich doświadczalnych opracowaniach sami Amerykanie. O dużych możliwościach wdrożenia takiej technologii uzbrojenia (ang. Kinetic Orbital Strike) wspominano już w ramach projektu Thor lub hipotetycznej koncepcji Rózgi Pana (Rods from God). W raporcie „USAF Transformation Flight Plan” z 2003 roku dość szczegółowo opisano takie uzbrojenie przyszłości w postaci wolframowych rdzeni (wyposażonych w komputerowy system korekty i obliczania kursu, bez ładunku wybuchowego) o długości 6100 mm i średnicy 330 mm, wystrzeliwanych z orbity okołoziemskiej. Przy prędkości uderzeniowej rdzenia rzędu Mach 10, jego moc rażenia odpowiadałaby mniej więcej wybuchowi ok. 11,5 tony TNT.

Z kolei badania nad elektromagnetycznymi systemami rozmieszczonymi w kosmosie zapoczątkowano w USA już kilkanaście lat temu, a zaowocowały one pomysłem opracowania miotacza skupionej wiązki neutronów (rozpędzanych do wartości zbliżonych do prędkości światła). Taki system byłby zdolny do rażenia celów z poziomu orbity okołoziemskiej. Demonstrator mobilnego akceleratora cząstek BEAR (Beam Experiments Aboard Rocket) operujący w warunkach mikrograwitacji na pułapie blisko 200 km nad Ziemią to końcowy efekt zarzuconego programu SDI. Samo bombardowanie silnie skondensowaną chmurą cząstek mogłoby okazać się wysoko efektywne nawet w porównaniu z systemami laserowymi.

image
Fot. U.S. Air Force/Airman 1st Class Krystal Ardrey [vandenberg.af.mil]

 

Dziś powraca się do przerwanych wcześniej badań z zastosowaniem wiązki neutronowej określanej jako „emisja cząstek o ładunku obojętnym”. W ramach większego programu opracowywane też będą zaawansowane orbitalne stacje laserowe (będzie to jednak wymagało dostarczenia na orbitę energii liczonej w megawatach).

Z kolei niszczenie obiektów przeciwnika umieszczonych w kosmosie nie musi być dokonywane poprzez bezpośrednie uderzenie, ale wystarczy np. zmienić kierunek lotu takiego obiektu – tak, by np. spłonął on w gęstych warstwach atmosfery ziemskiej.

Szczególnym zadaniem realizowanym przez systemy stricto bojowe zlokalizowane w przestrzeni kosmicznej będzie manewr, który ze względu na panujące tam uwarunkowania odbywał się będzie w sposób odmienny niż ma to miejsce na Ziemi. Sterowanie zapewnią silniki manewrowe/strumieniowe (zmiana orbity) i korekcyjne (zmiana położenia i odchylenia kierunku lotu).

Statki US Space Force - rewizja potrzeb

Do zapewnienia transportu suborbitalnego mogą zostać wykorzystane specjalne statki wielokrotnego użytku, w tym dedykowane systemy bezzałogowe. Takie maszyny mogły by w niecałe dwie godziny dotrzeć w najdalsze rejony Ziemi, przy czym możliwe jest dalsze skrócenie tego czasu nawet do ok. 30 minut.

USAF już od dłuższego czasu testuje tzw. bezzałogowy statek wielokrotnego użycia X-37B czyli Orbital Test Vehicle (OTV), który wyglądem przypomina wcześniej eksploatowane wahadłowce. Został on zbudowany przez koncern Boeing, a w przestrzeń okołoziemską dostarczany jest przez rakietę Atlas 5 wyprodukowaną przez United Launch Alliance.

Ostatnio pojazd OTV-5 spędził w kosmosie 780 dni (wszystkie testowane statki spędziły już w sumie na orbicie 2865 dni), podczas których testowano m.in. wydajność mikrograwitacji, właściwości rozruchowe i długoterminowe działanie oscylującej rury cieplnej (OHP) na orbicie.​ Rury takie są używane do chłodzenia, szczególnie w przestrzeni kosmicznej, gdzie nie ma atmosfery do przewodzenia ciepła.

Boeing razem z DARPA rozwija też komercyjny statek załogowy CST-100 Starliner, który rywalizuje z konstrukcją Crew Dragon firmy SpaceX o miano pierwszego od dawna amerykańskiego statku umożliwiającego astronautom lot w kosmos. Został on tak zaprojektowany, aby przetransportować siedmiu ludzi lub ładunek na potrzeby misji na orbicie okołoziemskiej. Statek ma innowacyjną, bezspawową konstrukcję i ma dysponować możliwością użycia do 10 razy w sześciomiesięcznym okresie realizacji misji.

Podsumowanie

Rozmieszone w kosmosie instalacje militarne mogą służyć do zapewnienia wsparcia operacji prowadzonych na Ziemi i z czasem też do wykonywania bezpośrednich uderzeń. Wsparcie opiera się na: zapewnieniu łączności satelitarnej, pozycjonowania, prowadzenia rozpoznania, przekazywania informacji i prowadzenia skutecznej WRE w tym obszarze działań.

Atak z przestrzeni kosmicznej na rozlokowane na Ziemi obiekty o charakterze militarnym może dotyczyć systemów dowodzenia i przekazywania danych, instalacji energetycznych, kluczowej infrastruktury, a dopiero na końcu - walczących wojsk. Co ważne, w tym przypadku kuszącą przewagą w sensie ofensywnym jest wysoka zdolność do jednoczesnej eliminacji kilku/kilkunastu celów jednocześnie, co może zapewnić izolację obszaru prowadzenia działań bojowych (samą izolację pola walki nadal prowadziło będzie lotnictwo czy marynarka wojenna). Ponadto stopniowo doskonalone są również zdolności do angażowania i unieszkodliwiania wrogich instalacji umieszczonych już w samym kosmosie.

image
Miniaturowy prom kosmiczny X-37B. Fot. U.S. DEPARTMENT OF DEFENSE [defense.gov]

 

Broń umieszczona w tej przestrzeni może również stanowić element systemu ochrony Ziemi przed zderzeniami z różnego rodzaju ciałami niebieskimi. Stworzenie kosmicznej broni ofensywnej miałoby więc dwojakie i w zasadzie odległe od siebie zastosowanie.

Złożoność technologiczna a przede wszystkim olbrzymie koszty budowy i w dalszej perspektywie eksploatacji militarnych obiektów umieszczonych w kosmosie sprawią, że najprawdopodobniej sami Amerykanie dążyć będą do tego, by w dużej mierze były to systemy sojusznicze – tworzone w kooperacji. Na przeszkodzie szybkiej militaryzacji kosmosu – oprócz powszechni obowiązujących przecież zakazów prawnomiędzynarodowych – stoi też skuteczny opór „tradycjonalistycznego” kręgu dowódców US Army, USAF czy US Navy. I nie chodzi tu tylko o same nowe idee, ale to, że zabiera się spod ich kontroli przynajmniej część z dotychczas eksploatowanych systemów oraz rozdrabnia rolę i znaczenie ich własnych komponentów.   

Jeżeli dojdzie do kolejnej dużej wojny, to niewątpliwie zaangażuje ona również ogół zasobów kosmicznych i będzie toczyła się też na orbicie. Od tego, jak szybko wiodące państwa doprowadzą do większej militaryzacji tego obszaru zależeć będzie, w jakim stopniu takie starcie będzie angażowało zasoby kosmiczne i jak mocno odbije się na sytuacji na powierzchnię Ziemi.

Gdyby już w nieodległej przyszłości wybuchł konflikt zbrojny w kosmosie, może on ograniczyć się wyłącznie do tego obszaru. Jego skutki jednak, tak czy inaczej, dadzą się szybko odczuć na powierzchni Ziemi – gdzie stopień uzależnienia współczesnej cywilizacji od zasobów satelitarnych osiągnął już taki poziom, że nie sposób będzie uniknąć rozsianych konsekwencji jej możliwej utraty lub przerw w jej działaniu.

Państwa wiodące we współczesnym wyścigu kosmicznym zdają się sugerować, że militaryzacja kosmosu to nieunikniona konieczność, która przyniesie dominację międzynarodową temu, kto pierwszy zdoła wprowadzić na orbitę swoje instalacje bojowe. Panowanie w przestrzeni kosmicznej jest bowiem coraz bardziej jednoznaczne z panowaniem nad samą Ziemią.

Reklama

Komentarze

    Reklama