Świat
Wojna i biznes w kosmosie. Ekspertka o kluczowej roli prawa
W dynamicznie rozwijającym się sektorze kosmicznym kluczową kwestią pozostaje prawo kosmiczne. O regulacjach na poziomie międzynarodowym i europejskim, wojnie w kosmosie i polskiej Ustawie o działalności kosmicznej opowiedziała prof. Katarzyna Malinowska, dyrektorka Centrum Studiów Kosmicznych Akademii Leona Koźmińskiego.
Wojciech Kaczanowski, redaktor Space24.pl: Jakie umowy międzynarodowe regulują obecnie prawo kosmiczne?
Prof. Katarzyna Malinowska, dyrektorka Centrum Studiów Kosmicznych Akademii Leona Koźmińskiego: W prawie kosmicznym dominuje prawo międzynarodowe, które jest również podstawą do wielu innych regulacji. Mamy do czynienia z tak zwaną „Wielką 5”, czyli pięć najważniejszych traktatów, z pośród których najważniejszy to Traktat o przestrzeni kosmicznej (red.-Układ o zasadach działalności państw w zakresie badań i użytkowania przestrzeni kosmicznej łącznie z Księżycem i innymi ciałami niebieskimi).
Dokument tez został przyjęty przez Zgromadzenie Ogólne Organizacji Narodów Zjednoczonych w 1967 r. i jest to „traktat matka”, gdyż zawiera fundamentalne zasady dotyczące eksploracji kosmosu. Traktat cieszył się dość dużą popularnością, gdyż ponad 100 państw ratyfikowało go, co jest dobrym wynikiem, jak na obecne standardy.
Obowiązują jeszcze cztery mniejsze, ale równie ważne traktaty, do których zaliczamy:
- Konwencja o międzynarodowej odpowiedzialności za szkody wyrządzone przez obiekty kosmiczne;
- Konwencja o rejestracji obiektów kosmicznych;
- Umowa o ratowaniu kosmonautów, powrocie kosmonautów i zwrocie obiektów wypuszczonych w przestrzeń kosmiczną;
- Traktat księżycowy, który ratyfikowało tylko kilkanaście państw.
Mała liczba państw ratyfikujących Traktat księżycowy pokazuje, że państwa coraz uważniej zastanawiały się nad swoją polityką i własnymi regulacjami. Ostatni z dokumentów zawiera ponadto kilka bardzo newralgicznych postanowień, które stoją naprzeciw partykularnym interesom kilku państw, przez co nie cieszy się dużą popularnością. Polska również go nie ratyfikowała.
Polityka państw skupia się na zadbaniu o podstawowe interesy, tj. bezpieczeństwo. To z kolei wiąże się z militaryzacją przestrzeni kosmicznej. Czy traktaty, o których Pani wspomniała nie zakazują tego procesu?
Wokół militaryzacji narosło wiele mitów. Rzeczywiście wojna w kosmosie, czyli agresywne działania wojskowe, są zakazane, ponieważ naczelną zasadą eksploracji przestrzeni kosmicznej jest pokojowe jej wykorzystanie. Wynika to z jednego z pierwszych artykułów Traktatu o przestrzeni kosmicznej.
Natomiast pomiędzy wojną a wykorzystaniem militarnym jest dość duża różnica. W tej chwili wydaje się, że spójną interpretacją zakazu wojny i nakazu działań pokojowych jest cel i sposób zachowania.
Cele pokojowe nie stoją na przeszkodzie, aby prowadzić działania wojskowe, ale nie o ofensywnym charakterze. Dopóki nie mamy agresywnego charakteru, do tego momentu możemy te działania wojskowe prowadzić i nie ma takiego bezpośredniego zakazu. Można powiedzieć, że takie przypadki są tolerowane przez społeczność międzynarodową.
Przykładowo testy ASAT (red.- broń antysatelitarna), które wywołują dzisiaj takie poruszenie, bo tworzą chmurę kosmicznych śmieci, nie są formalnie zakazane, dopóki są skierowane do własnych satelitów.
Oczywiście są wyjątki, tj. umieszczenie broni jądrowej w kosmosie. Samo rozmieszczenie w tym przypadku można traktować jako zamiar agresji, więc jest to zakazane.
Mam wrażenie, że ta granica między wojną w kosmosie a wykorzystaniem militarnym jest bardzo cienka. Czy przy takim tempie rozwoju technologii państwa byłyby w stanie opracować nową umowę, aby rozwiązać ten problem?
To kolejna newralgiczna kwestia, która jest pochodną obecnej sytuacji geopolitycznej. Mieliśmy do czynienia z kilkoma próbami uregulowania tych kwestii, chociażby umieszczanie broni. Przedsięwzięcia takie nazywamy PAROS. Pozostały jednak w sferze planów, gdyż stanowiska wielu państw, w tym głównie Stanów Zjednoczonych, Rosji i Chin, były zbyt rozbieżne.
Traktaty, o których wspomniałam są dość stare i ciągle mówimy o potrzebie dostosowania ich do współczesnych wymagań. Niestety im dalej tym gorzej. Prognozy są takie, że przez najbliższe 20-30 lat nie będzie dużej szansy na przyjęcie nowego traktatu lub zmiany dotychczasowych mocą konsensusu międzynarodowego, czyli przy wykorzystaniu Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Dotyczy to wielu kwestii, nie tylko umieszczania broni w kosmosie. Przykładowo przy problemie kosmicznych śmieci państwa też nie są w stanie osiągnąć porozumienia. W międzynarodowym prawie kosmicznym mamy więc często do czynienia z tak zwanymsoft law, czyli miękkimi zasadami, które państwa mogą, ale nie muszą przestrzegać.
Jednym z priorytetów unijnego komisarza ds. obrony i przestrzeni kosmicznej Andriusa Kubiliusa jest stworzenie odpowiedniej regulacji. Czego brakuje na tym polu Unii Europejskiej?
Można powiedzieć, że europejskie prawo kosmiczne jest jedną wielką luką prawną, ponieważ Traktat Lizboński, czyli Traktat o funkcjonowaniu Unii Europejskiej, w art. 189 zawiera postanowienie zakazujące UE harmonizowania prawa krajowego państw członkowskich w obszarze wykorzystania przestrzeni kosmicznej.
Każde z państw członkowskich idzie własną ścieżką. Na ten moment około 12 państw członkowskich przyjęło własne ustawy, a liczba ta się dynamicznie zmienia, bo inne kraje są w trakcie prac. Te państwa mogą nie być zainteresowane dążeniem do zunifikowanego aktu europejskiego.
Z drugiej strony prawie żadne z państw członkowskich, oprócz Francji, nie ma samodzielnych możliwości wynoszenia całych systemów kosmicznych. Współpraca między organizacjami jest zatem konieczna, czego objawem jest działalność Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), czyli organizacji równoległej i niezależnej od Unii Europejskiej.
Wykorzystanie przestrzeni kosmicznej dla celów obrony i bezpieczeństwa zyskuje coraz większą wagę, czego dowodem jest opracowanie przez UE Strategii kosmicznej dla bezpieczeństwa i obrony.
Powinno to wszystko spinać jednolite, europejskie prawo kosmiczne, które Unia chciałaby opracować i przyjąć, natomiast jest to trudne do wykonania, chociażby z uwagi na wspomniany artykuł Traktatu Lizbońskiego.
UE uznała, że będzie się starała znaleźć podstawę prawną, bo uważa, że jest to wspólna sprawa. Unia nie chce się skupiać na kwestiach komercyjnych, tylko na takich, które będą dbały o naszą odporność, bezpieczeństwo i zrównoważony rozwój.
W związku z tym to europejskie prawo kosmiczne będzie się prawdopodobnie koncentrować na kwestiach bezpieczeństwa technicznego i standaryzacji. Będziemy mieli wówczas pewność, co do każdej technologii, która wystartuje pod flagą UE. To wzmocni naszą konkurencyjność.
Taką ciekawostką o europejskim prawie kosmicznym, na które wciąż czekamy jest fakt, że bardzo interesują się nim Stany Zjednoczone. Dlaczego? Jest taki ciekawy przykład z przeszłości. UE była pierwsza na świecie, która uregulowała rynek telefonii komórkowej. Rynek europejski zyskał wówczas na parę ładnych lat status lidera. Dzięki regulacjom inwestorzy wiedzieli czego mogą się spodziewać.
W przypadku prawa kosmicznego sytuacja jest podobna. Jeśli UE ustanowi wysokie standardy techniczne, być może zablokuje wejście inwestorom amerykańskim. Regulacje te będą miało wpływ na całą Europę, która może stać się na tym polu liderem.
Jak wygląda to indywidualne podejście państw członkowskich UE w przypadku Polski?
Na razie pracujemy nad rewizją naszej Strategii kosmicznej. Polska ma taki dokument od 2017 r. i często w prasie można przeczytać, jak nie jest ona wykonywana. Jednym z takich wskaźników jest właśnie przyjęcie prawa kosmicznego.
W mojej ocenie może mieć to duży wpływ na konkurencyjność sektora. Gdyby nasze państwo podjęło proaktywną decyzję o przyjęciu ustawy, która wspiera krajowy sektor kosmiczny, to miałoby to pozytywny wpływ na jego rozwój, np. dzięki większemu finansowaniu ze strony inwestorów.
Brak regulacji jest jak poruszanie się w próżni – nie wiemy co wolno, a czego nie. Niektórzy mówią, że prawo tylko ogranicza swobodę działania. Z drugiej strony przedsiębiorcy muszę mieć wiedzę na temat procedur, gdy coś pójdzie nie po ich myśli. To właśnie powinno regulować prawo kosmiczne.
Prawo sektorowe, szczególnie w nowej branży, ma duży potencjał przewidywalności tego biznesu. Przykładem jest Finlandia, która stworzyła ustawę przyjazną przedsiębiorcom i to właśnie tam zarejestrował się ICEYE.
W Polsce trwają prace nad Ustawą o działalności kosmicznej. Co powinno się w niej znaleźć, aby sektor kosmiczny w naszym kraju rozwijał się jeszcze szybciej i dynamiczniej?
Musimy to podzielić na kwestie, które mogą, a które muszą zostać uwzględnione. Do tych ostatnich zaliczyć można nasze zobowiązania międzynarodowe. Wspominałam o tym przy Traktacie o przestrzeni kosmicznej, który nakazuje, aby państwa-strony traktatu sprawowały nadzór nad działalnością podmiotów pozarządowych, które muszą mieć specjalne zezwolenie.
Aby wydać zezwolenie musimy określić, co nas najbardziej interesuje. Czy będziemy wynosić rakietę z polskiego portu kosmicznego? Raczej nie. Możemy jednak zainwestować w działalność suborbitalną. Zezwolenia i regulacje musimy osadzić w naszym rynku kosmicznym i zobaczyć, do jakich działań mogą być zastosowane. Nie powinniśmy przepisywać prawa od innych państw, bo może okazać się całkowicie nieadekwatne.
W przyjmowaniu projektu powinni brać udział przedsiębiorcy. Jakiś czas temu Polska Agencja Kosmiczna podjęła się organizacji grupy roboczej, złożonej z przedsiębiorców. Takie grono pracowało nad projektem i jednym z pomysłów było uregulowanie działalności suborbitalnej.
Zobaczymy jednak, co z tego zostanie po pracach legislacyjnych. Przede wszystkim musimy zdefiniować „działalność kosmiczną”. Inne kwestie to licencjonowanie i warunki, standardy techniczne, itd.
Ważną kwestią jest również odpowiedzialność prawna za szkody wyrządzone w kosmosie. Państwo mogłoby brać część tego ryzyka na siebie, aby odciążyć przedsiębiorców. To jest bardzo ważna rola prawa kosmicznego. Wszystkie najlepsze ustawy na świecie regulują tę kwestię, a dobrym przykładem jest Francja.
Dziękuję za rozmowę!