Reklama

Polska

Banaszkiewicz: Konieczna zmiana zarządzania sektorem kosmicznym. "Samo istnienie PAK nie wystarczy" [WYWIAD]

prof. Marek Banaszkiewicz, były prezes Polskiej Agencji Kosmicznej, fot. Space24.pl
prof. Marek Banaszkiewicz, były prezes Polskiej Agencji Kosmicznej, fot. Space24.pl

”Trzeba w mojej opinii zadbać o to, żeby na poziomie politycznym, rządowym, jeszcze raz określić dokładnie kompetencje organów, które działają w Polsce w sferze kosmicznej.” - mówi w rozmowie z Pawłem Ziemnickim ze Space24 prof. Marek Banaszkiewicz, i dodaje: „Mamy więc szereg interesów i niejasną strukturę organizacyjną. Wydawało się, że odpowiedzią na ten problem będzie właśnie istnienie agencji kosmicznej, ale na razie wygląda to tak, że sytuacja pozostaje niejasna. Nie wiadomo kto i jak powinien zarządzać „polskim kosmosem”. Jak będziemy mieli odpowiedzi na te pytania to i prezes szybko się znajdzie.” W rozmowie z byłym prezesem Polskiej Agencji Kosmicznej poruszono także kwestie siedziby agencji w Gdańsku, kształcenia młodych i perspektyw polskiego sektora kosmicznego.

Paweł Ziemnicki: Mamy trzeci już nabór na prezesa Polskiej Agencji Kosmicznej? Dlaczego nie udaje się wyłonić właściwego kandydata?

Prof. Marek Banaszkiewicz: Nie jestem pewien. Mam takie podejrzenie, że ponieważ kandydata wybiera komisja złożona z ekspertów w wielu dziedzinach, to zawsze ktoś z tego gremium może być niezadowolony, że akurat w jego dziedzinie potencjalny przyszły prezes nie jest stuprocentowo biegły. Trudno wytłumaczyć, dlaczego trzeba organizować aż tyle konkursów.

Czy ma Pan jakąś radę dla przyszłego prezesa PAK?

Przede wszystkim trzeba w mojej opinii zadbać o to, żeby na poziomie politycznym, rządowym, jeszcze raz określić dokładnie kompetencje organów, które działają w Polsce w sferze kosmicznej. Wszak mamy Agencję, oprócz niej jest Międzyresortowy Zespół do Spraw Wykorzystania Przestrzeni Kosmicznej, są też instytucje, które reprezentują przemysł, i wreszcie ministerstwa, płacące składkę do Europejskiej Agencji Kosmicznej. Mamy więc szereg interesów i niejasną strukturę organizacyjną. Wydawało się, że odpowiedzią na ten problem będzie właśnie istnienie agencji kosmicznej, ale na razie wygląda to tak, że sytuacja pozostaje niejasna. Nie wiadomo kto i jak powinien zarządzać "polskim kosmosem". Jak będziemy mieli odpowiedzi na te pytania to i prezes szybko się znajdzie.

Wątpliwości kompetencyjnych nie rozstrzyga ustawa o PAK?

Faktycznie, wydawało się, że ustawa o Polskiej Agencji Kosmicznej uporządkuje te sprawy, ale, jak tego dowodzi rzeczywistość, nie uporządkowała. Myślę, że najlepiej gdyby rząd pochylił się nad tym zagadnieniem i jakoś ten problem rozwiązał. Dobrze byłoby, żeby jeden konkretny organ nadzorczy jasno określał, czego oczekuje od prezesa Agencji.

Rozważał Pan ponowne ubieganie się o stanowisko szefa Polskiej Agencji Kosmicznej?

Pełnienie tej funkcji było dla mnie ładnym uwieńczeniem zawodowej kariery, jednak przede wszystkim miałem w głowie fakt, że musimy się spieszyć. Kadry kosmiczne, które wprowadzały nasz kraj do ESA, powoli się wykruszają. Po to, by zapewnić ciągłość, trzeba szybko działać. Stąd ja uważałem, że Agencja powinna szybko okrzepnąć, zdobyć jakieś duże projekty i jak najwcześniej wykształcić kadry, które te sprawy przejmą. W sytuacji pewnego zawieszenia, żeby nie powiedzieć rozkładu, z jakim zmaga się obecnie ten sektor w Polsce od strony instytucjonalnej, następców nie widać. Ja sam, czuję, że za kilka lat nie będę już w stanie nad tym czuwać, ze względu na wiek. Moja generacja będzie odchodzić z rynku pracy.

Potrzebujemy wychować następców. Jest wielu młodych i zdolnych, którym trzeba po pierwsze stawiać wyzwania, a po drugie mieć narzędzia do tego,żeby ich nadzorować. Tak ja widziałem swoją rolę, ale czas mija i teraz niech już ktoś inny to dalej pociągnie.

Co by Pan zmienił w funkcjonowaniu Agencji?

Niewątpliwy problem stanowi to rozrzucenie, że centrala jest w Gdańsku, a oddział w Warszawie. Ja odniosłem się do Gdańska bardzo otwarcie i sądziłem, że to będzie działało. Gdańsk póki co się uczy. Tam są ludzie, którzy dopiero w sektor kosmiczny wchodzą. Tymczasem w Warszawie działa on już pełną parą. Pojawia się zatem pytanie, jak to zrobić, żeby formalna centrala szybciej szła do przodu, przejęła więcej kompetencji oraz mogła wejść w pełną interakcję z całym środowiskiem politycznym i naukowym, które jest skupione w Warszawie? To jest wyzwanie.

Cała sprawa ma rzecz jasna wydźwięk polityczny, ale myślę, że gdyby Gdańsk zgodził się być oddziałem, a Warszawa centralą, to sprawy by się uporządkowały. Może kiedyś, w przyszłości, moglibyśmy powrócić do idei umieszczenia głównej siedziby PAK w Gdańsku. Jednak do tego trzeba kadr oraz większej otwartości rządu, który koncentruje swoją działalność w Warszawie. Gdańsk jest też mniej dostępny dla specjalistów zagranicznych. Do Warszawy bez trudu przylatują oni z jednodniową wizytą. Podróż do Gdańska wymaga od nich zwykle poświęcenia co najmniej dwóch dni. Często Ci goście mają pieniądze i wiedzę, które chcemy pozyskać i to my powinniśmy się do nich bardziej dostosować.

W jakim kierunku powinien podążać polski sektor kosmiczny?

Działamy od ściany do ściany. Parę lat temu kosmos był wyśmiewany, jako dziedzina, w której Polska nie powinna mieć aspiracji, bo nie mamy ludzi z wiedzą i odpowiednimi umiejętnościami. Obecnie panuje tendencja odwrotna, teraz wszyscy się znają na kosmosie. Jest mnóstwo chętnych do zarządzania tą dziedziną po, dajmy na to, trzech miesiącach nauki. W rzeczywistości to tak nie działa. W tym sektorze potrzeba zarówno dużo pokory, jak i pewności siebie. Najlepiej się uczyć od tych, którzy już coś umieją.

Kompetencje w dziedzinie eksploracji przestrzeni kosmicznej stanowią zarazem pewną wiedzę hermetyczną, której się za darmo nie rozdaje. Kosmos ociera się bowiem o tematy strategiczne, często związane z bezpieczeństwem narodowym. Wobec tego trzeba się z zagranicznymi partnerami dogadać, pokazać, że mamy stabilność, długofalowy plan i pieniądze, żeby go realizować. I faktycznie, o ile krajowa strategia już jest, to, jak rozumiem, w tej chwili nie ma pieniędzy na projekty, które pozwoliłyby rodzimym firmom działać również w programie narodowym, a nie tylko wykonywać zamówienia dla Europejskiej Agencji Kosmicznej. W programie narodowym powinniśmy wybierać dziedziny, w które chcemy w przyszłości zainwestować. W realizacji zadań dla ESA trzeba skakać od razu na bardzo głęboką wodę, gdzie tylko niektórzy nie utoną.

Co jest dla krajowych podmiotów realnym celem - budowa rakiet nośnych, integracja satelitów?

Nie chcę uchodzić za osobę przeciwnym budowie rakiet, ale satelity są o rząd wielkości tańsze, a ich budowa wymaga mniej ludzi. Gdybyśmy chcieli angażować się w program rakietowy, to powinno to być działanie bardzo dobrze przemyślane, z solidnym finansowaniem, rozpisanym na dekady. Jest jeszcze jeden problem z programem rakietowym, związany z bezpieczeństwem. Państwa, które dysponują infrastrukturą do wynoszenia satelitów, zapewniając tego rodzaju usługi chronią się przed zagrożeniami. Zawsze przecież mogą takiego satelitę, dostarczonego przez inny kraj celem wyniesienia, skontrolować, sprawdzić co on zawiera, czy jakie będzie jego faktyczne przeznaczenie.

Dlatego kraje, które dysponują już rakietami nośnymi, nie są chętne by rozpowszechniać tę technologię. Zatem Polska, żeby móc w pełni swobodnie budować kiedyś własne rakiety powinna cieszyć się przychylnością partnerów, którzy mogą nam w tym pomóc. Chcąc realizować taki projekt najlepiej zjednać sobie przyjaciół, ale tu już wkraczamy w obszary dyplomacji i polityki zagranicznej, którą realizują najwyższe władze państwowe.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Paweł Ziemnicki

Reklama

Komentarze

    Reklama