Reklama

Kosmiczne śmieci

Wypadek w Kenii. Obiekt z kosmosu uderzył w wioskę

Kosmiczne śmieci w pobliżu Ziemi.
Kosmiczne śmieci w pobliżu Ziemi.
Autor. ESA

Kenijska Agencja Kosmiczna (KSA) poinformowała, że 30 grudnia ok. godziny 15.00 czasu lokalnego metalowy pierścień o średnicy 2,5 m i masie 500 kg rozbił się w wiosce Mukuku, w hrabstwie Makueni.

Komentując wypadek w Kenii, inż. Konrad Aleksiejuk, konstruktor elektronik z Laboratorium Mechatroniki i Robotyki Satelitarnej Centrum Badań Kosmicznych PAN, powiedział, że istnieje niewielkie ryzyko, że fragment rakiety kosmicznej uderzy w zamieszkane rejony Ziemi.

„Owszem, śmieci kosmicznych jest coraz więcej, ale z drugiej strony rośnie świadomość tego problemu. Są już przygotowywane misje, które mają na celu usuwanie śmieci z orbity. Trwają prace nad regulacjami, które mają zabraniać wysyłania w kosmos obiektów, których nie można będzie zdeorbitować” – zaznaczył w rozmowie z PAP.

Reklama

Ekspert: śmieci kosmiczne nie stanowią dużego zagrożenia

Dodał, że wiele elementów, które wchodzą w ziemską atmosferę, to części większych, zderzających się na orbicie obiektów. „Takie małe fragmenty z większym prawdopodobieństwem mogą spłonąć w atmosferze. A jeśli jednak dotrą do powierzchni Ziemi, to są na tyle niewielkie, że nie stanowią poważnego niebezpieczeństwa. Na pewno nie jest to powód do paniki, większe zagrożenie wciąż stanowią dla nas ruch uliczny, choroby nowotworowe albo otyłość”.

Ekspert CBK PAN wyjaśnił, że obecnie większość statków kosmicznych jest tak projektowana, żeby deorbitowały w sposób kontrolowany i przewidywalny. „Znaczna część z nich ma spłonąć w atmosferze, największe i najbardziej masywne elementy powinny trafić w wody Pacyfiku. Ten ocean jest ogromny, dlatego najbezpieczniej, żeby fragmenty rakiet kończyły żywot właśnie tam”.

Konstruktor elektronik podkreślił: „Ziemia jest na tyle duża, że prawdopodobieństwo, że taki fragment rakiety spadnie akurat komuś na głowę na przykład w Polsce, jest bardzo niskie. Chociaż, jak pokazał przypadek z Kenii, szansa nie jest zerowa”.

Reklama

Zdaniem Konrada Aleksiejuka na świecie coraz częściej będą wykorzystywane statki wielokrotnego użytku, takie jak testowany przez SpaceX moduł nośny Super Heavy albo odzyskiwane w dużej części rakiety Falcon tej samej firmy. Jednak według eksperta w Ziemię mogą wciąż uderzać jednorazowo używane elementy takich konstrukcji, np. pierścienie separacyjne oddzielające poszczególne segmenty statków kosmicznych – takie jak ten z Kenii.

„Europejskie i amerykańskie agencje kosmiczne planują misje tak, by fragmenty rakiet, które nie spalą się w atmosferze, tonęły w Pacyfiku. Ale na przykład Chińczycy niespecjalnie się tym przejmują, rakiety często spadają na obszarach zamieszkanych” – tłumaczył ekspert.

Jego zdaniem obiekt, który uderzył w ziemię w wiosce Mukuku, może pochodzić właśnie z którejś z chińskich rakiet. Nikt nie zginął, w komunikacie nie było też mowy o ewentualnych zniszczeniach spowodowanych przez to uderzenie.

Reklama

Co na to prawo?

Warto również spojrzeć na kwestię kosmicznych śmieci z punktu widzenia prawa. „Należałoby ustalić, czy ktoś poniósł szkodę. Jeżeli tak, to wtedy należy zadać pytanie rządowi państwa, którego poszkodowany jest obywatelem, czy zamierza wystąpić z roszczeniem do państwa, którego jurysdykcji podlegało wyniesienie obiektu na orbitę. Można to zrobić na podstawie konwencji o przestrzeni kosmicznej, bardzo już dziurawej i leciwej, bo stworzonej w latach 70. XX w.” – powiedział PAP dr Bartosz Malinowski, specjalista w dziedzinie prawa kosmicznego w Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk (CBK PAN).

Zaznaczył, że te liczące ok. 50 lat przepisy wciąż obowiązują, chociaż rzadko są wykorzystywane. „W tego rodzaju przypadkach państwa mogą dojść do porozumienia z pominięciem traktatu. W wyniku negocjacji ustalają np. wysokość odszkodowania” – stwierdził prawnik.

Zdaniem dr. Malinowskiego w przypadku, gdy np. dom został uszkodzony przez śmieci kosmiczne, państwo powinno reprezentować swojego obywatela w rozmowach z innym krajem. Takie sprawy może rozpatrywać powołana w tym celu komisja, która ma ustalić odpowiedzialność za takie zdarzenia.

Ekspert dodał, że swoich praw można też dochodzić na drodze prawnej w kraju, w którym ma siedzibę firma lub instytucja odpowiedzialna za wypadek – np. przedsiębiorstwo, które wystrzeliło rakietę w przestrzeń kosmiczną. „To oczywiście dużo trudniejsze i bardziej kosztowne. Nie każdego stać na wytoczenie procesu, a poza tym wymiar sprawiedliwości w innym kraju niekoniecznie musi być otwarty na roszczenia poszkodowanego” – podkreślił dr Malinowski.

Przyznał, że podobne sytuacje mogą się zdarzać również w przyszłości. „Rakiety nośne jednorazowego użytku mają wiele części, które mogą przetrwać powtórne wejście w atmosferę i nie spłonąć w niej. To takie duże elementy aluminiowe jak obręcz, która spadła w Kenii, ale też np. zbiorniki” – powiedział.

Dr Bartosz Malinowski stwierdził, że trudno byłoby ubezpieczyć się od uderzenia fragmentu rakiety kosmicznej. „Zazwyczaj ubezpieczone są raczej podmioty, które zajmują się wynoszeniem różnych obiektów na orbitę. Jest to ubezpieczenie ich własnej odpowiedzialności. Pytanie, czy branża ubezpieczeniowa jest już gotowa na zawieranie polis z ewentualnymi poszkodowanymi; musiałaby dobrze określić ryzyko i prawdopodobieństwo takich zdarzeń”.

Źródło:PAP / Space24
Reklama

Komentarze

    Reklama