Biznes kosmiczny w Polsce. Prezes Creotech Instruments o szansach i wyzwaniach [WYWIAD]

Autor. Creotech Instruments S.A.
Polski przemysł kosmiczny rozwija się w szybkim tempie, ale przed młodymi firmami stoi wiele wyzwań. W rozmowie z dr hab. Grzegorzem Broną, prezesem Creotech Instruments S.A., dowiadujemy się, jakie trudności napotykają polskie start-upy kosmiczne i jakich działań potrzeba, by wykorzystać potencjał sektora.
Wojciech Kaczanowski, redaktor Space24.pl: Jakie są największe trudności dla początkujących firm/start-upów z branży kosmicznej w Polsce?
Dr hab. Grzegorz Brona, prezes zarządu Creotech Instruments S.A.: Najważniejszym i często niedocenianym wyzwaniem dla start-upów jest odpowiednie zwymiarowanie i określenie rzeczywistego zapotrzebowania rynkowego. Zanim firma wprowadzi swój produkt na rynek musi dokładnie zrozumieć, jak funkcjonuje sektor kosmiczny – jakie technologie są potrzebne, kto zamawia systemy i podsystemy, kto jest dostawcą na rynku światowym oraz jakie problemy pomoże nowy produkt rozwiązać.
Wymaga to głębokiej wiedzy, ponieważ może się okazać, że dla danego produktu, opracowanego przez start-up nie ma przyszłości. Powody są różne - na rynku może istnieć kilkunastu silnych konkurentów, którzy mają już wieloletnie kontrakty na dostawę danego rozwiązania na rynek, albo po prostu nie ma zapotrzebowania na ten produkt lub zapotrzebowanie jest ograniczone do konkretnego rynku geograficznego, na który firma z Polski nie wejdzie. To wyzwanie dotyczy szczególnie start-upów, które planują wejść na rynek kosmiczny, rozwijając podsystemy satelitarne, rozwiązania sprzętowe, czy też oprogramowanie dla sond i systemów latających.
Podobne trudności napotykają firmy działające w obszarze downstream. Nawet jeśli pomysł wydaje się innowacyjny, kluczowe jest znalezienie klientów gotowych za niego zapłacić.
Trzeba więc na samym początku dobrze zdefiniować produkt, który ma przed sobą przyszłość rynkową. Drugim istotnym problemem jest pozyskanie kapitału. Inwestorzy, zwłaszcza fundusze venture capital, często oczekują gwarancji wysokiej sprzedaży i dużych zysków, co nie zawsze jest od razu możliwe w branży kosmicznej. Dlatego tak ważna jest współpraca z inwestorami, rozumiejącymi specyfikę naszego sektora, którzy mogą sobie pozwolić na długoterminowe zaangażowanie – rozwój podsystemów kosmicznych to proces wieloletni, a zwrot z inwestycji wymaga czasu. Kapitał przekazany firmie musi pracować przez wiele lat zanim się zwróci.

Autor. Creotech Instruments S.A.
Kolejną barierą jest niedobór wykwalifikowanych specjalistów. Przez lata polskie uczelnie nie kształciły ekspertów kosmicznych, ponieważ same nie miały odpowiednich wykładowców z tego sektora. Ta sytuacja powoli się zmienia - pojawiają się nowe kierunki studiów w Krakowie, Gdańsku i Warszawie, a pracownicy zdobywają doświadczenie, rozwijając swoje kompetencje z roku na roku, m.in. biorąc udział w specjalistycznych kursach.
Dotychczas firmy kosmiczne często musiały polegać na ekspertach, którzy zdobyli wiedzę za granicą i wrócili do Polski, co wiązało się z wysokimi kosztami zatrudnienia. Młode firmy stawały przed dylematem – z jednej strony brak kapitału, z drugiej wysokie wymagania płacowe pracowników.
Ostatnią, ale równie istotną przeszkodą, jest brak dostępu do kluczowych informacji i decyzji na szczeblu międzynarodowym. Firmy kosmiczne często sprzedają swoje produkty instytucjom międzynarodowym, tj. Europejska Agencja Kosmiczna, Komisja Europejska, czy EUMETSAT. Aby skutecznie konkurować, trzeba wiedzieć jakie technologie i rozwiązania będą priorytetowe w przyszłości. Do tego potrzebujemy dobrze poinformowanych przedstawicieli Polski w tychże instytucjach, którzy powiedzą nam o kluczowych inicjatywach europejskich i topowych tematach.
Wówczas firmy mają szansę odważniej inwestować swój czas, pieniądze, nawiązywać relacje, które po kilku latach zaowocują. My, jako kraj nie mamy jeszcze tej wiedzy, nie wykształciliśmy wystarczającej liczby specjalistów, również na poziomie urzędników w instytucjach międzynarodowych. To jest ważny problem, z którym my się w szczególności w tej chwili borykamy.
Pomimo tych wielu wyzwań, sektor kosmiczny w Polsce dynamicznie się rozwija, a jego przyszłość zależy m.in. od budowania kompetencji i włączania Polski w różne globalne inicjatywy kosmiczne.
Naturalnym kanałem do pozyskania funduszy dla firmy jest sprzedaż swojego produktu. W Polsce są to głównie kontrakty wojskowe, tak jak program MikroGlob, realizowany przez spółkę Creotech Instruments. Czy są jeszcze inne źródła finansowania?
Zgadzam się, że najlepszym scenariuszem dla firmy jest sprzedaż swojego produktu, który generuje dochód, pozwalając na rozwój i tworzenie nowych produktów. Jest to idealna sytuacja, gdyby start-upy miały już gotowe produkty na półce, przygotowane do sprzedaży. Niestety, w sektorze kosmicznym tak to nie działa. Firmy potrzebują odpowiednio długiego „pasa startowego” – czasu na rozwinięcie zdolności produkcyjnych, zdobycia doświadczenia i osiągnięcia gotowości rynkowej.
Creotech Instruments rozpoczął swoją działalność wcześnie, bo w 2012 roku. Naszym pierwszym klientem była Europejska Agencja Kosmiczna, która pozwoliła nam w tamtym czasie realizować kontrakty szkoleniowe. Na początku nie były to systemy przeznaczone od razu do lotów kosmicznych. ESA pozwoliła nam najpierw zdobyć doświadczenie. W tamtym czasie na polskim rynku brakowało tego typu podmiotów. Byliśmy jedną z pierwszych i nielicznych spółek, które mogły zacząć współpracę z tą instytucją. Można powiedzieć, że nasze produkty zaczęły zarabiać stosunkowo szybko, ponieważ to ESA przejęła na siebie znaczną część ryzyka.
Oczywiście po jakimś czasie trzeba sięgnąć po inne źródła finansowania. My zrobiliśmy to na większą skalę w 2014 roku, badając możliwości pozyskania środków europejskich. Początkowo napotykaliśmy trudności – byliśmy wykluczani z konkursów w zaskakujący sposób. Przykładowo, w konkursie na budowę infrastruktury clean roomów przegraliśmy, ponieważ w docelowych budynkach była już położona sieć internetowa. Oceniający uznał to za początek prac inwestycyjnych, co formalnie wykluczało nas z możliwości uzyskania finansowania. I tak kilka metrów rozciągniętego kabla przekreśliło projekt wart parę milionów złotych.
Mimo tych trudności, w 2014 roku udało nam się pozyskać środki unijne, i równolegle coraz więcej firm zaczęło sięgać po podobne finansowanie. W 2020 roku pojawiła się Szybka Ścieżka Kosmiczna w ramach Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, konkurs dedykowany sektorowi kosmicznemu. Mam nadzieję, że w przyszłości podobna ścieżka zostanie również zaoferowana naszej branży, czy przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości, czy przez NCBiR. Niemniej jednak, środki te stanowią jedynie finansowanie uzupełniające (dofinansowanie), dlatego konieczne jest znalezienie innych źródeł.
Naturalnym krokiem jest pozyskanie kapitału inwestycyjnego. W Polsce fundusze inwestycyjne są wciąż relatywnie niewielkie – oferują zazwyczaj finansowanie na poziomie 2-3 mln złotych, podczas gdy potrzeby w sektorze kosmicznym sięgają kilkudziesięciu milionów. Na rynku zachodnim nie stanowi to problemu - działają tam fundusze podwyższonego ryzyka, gotowe inwestować w duże rundy finansowe.
W przypadku Creotech Instruments, zamiast sięgać po klasyczne fundusze venture capital, w 2021 roku zdecydowaliśmy się na wejście na Giełdę Papierów Wartościowych (GPW). Dzięki temu udało nam się przeprowadzić cztery rundy finansowania, każda większa od poprzedniej. GPW to jest jednak narzędzie dla firm już bardziej dojrzałych, a nie dla start-upów, które dopiero planują swoją pierwszą sprzedaż.
Nasza ścieżka rozwoju obejmowała kilka kluczowych etapów:
- Finansowanie z kontraktów Europejskiej Agencji Kosmicznej – pierwsze projekty pozwoliły nam zdobyć know-how;
- Środki z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju oraz unijne granty – dodatkowe wsparcie na badania i rozwój;
- Pozyskanie inwestorów, m.in. Agencji Rozwoju Przemysłu – kolejny krok w stabilizacji finansowej;
- Wejście na NewConnect, a później na główny parkiet GPW w Warszawie.
Dzięki tej strategii dotarliśmy do momentu, w którym mieliśmy gotowe produkty i rosnącą sprzedaż. Pojawiły się też większe kontrakty. Ostatnim takim projektem jest MikroGlob, który opiewa na kwotę 453 mln zł. To efekt wieloletniego procesu, który rozpoczął się w 2012 roku. To wtedy zaczęliśmy zdobyć doświadczenie w ESA, ucząc się m.in. montażu systemów elektronicznych.
Od 2015 roku projektowaliśmy już podsystemy dla Europejskiej Agencji Kosmicznej, a następnie rozwijaliśmy projekty, takie jak HyperSat czy EagleEye, wspierane przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Skumulowały one całą naszą wiedzę i pozwoliły na osiągnięcie technologicznej dojrzałości. Testy EagleEye w 2024 roku to kolejny kluczowy etap tego procesu.
Nasza ścieżka była dobrze przemyślana już od samego początku. Każdy kolejny krok przybliżał nas do zdolności produkcji satelitów, a finalnym potwierdzeniem tych kompetencji było podpisanie z Ministerstwem Obrony Narodowej w grudniu 2024 roku kontraktu MikroGlob. Program ten ma się zakończyć wdrożeniem operacyjnych satelitów działających na niskiej orbicie okołoziemskiej.
Kluczowe w pozyskiwaniu inwestycji są regulacje prawne. Jakie elementy powinny być zawarte w dokumentach, tj. Ustawa o działalności kosmicznej lub Krajowy Program Kosmiczny?
W tym przypadku mówimy o dwóch różnych kwestiach. Ustawa o działalności kosmicznej to temat, który pojawia się od 6-7 lat, jednak do tej pory nie została ona przyjęta. Kluczowe jest, aby ta ustawa nie hamowała w żaden sposób rozwoju sektora kosmicznego, czyli nie nakładała na polskie spółki kosmiczne zbyt restrykcyjnych wymagań.
W przeszłości pojawiały się propozycje, aby polskie systemy kosmiczne były objęte obowiązkowym ubezpieczeniem w takim stopniu, że nawet w przypadku kolizji z Międzynarodową Stacją Kosmiczną ubezpieczyciel pokrywałby wszelkie szkody. Wymaganie zupełnie nierealne. Takie regulacje mogłyby skutecznie zniszczyć rodzimy sektor kosmiczny.
Z drugiej strony, ten rynek w Polsce dynamicznie się rozwija, więc konieczne jest jego odpowiednie uregulowanie. Na przykład Polska mogłaby prowadzić własny rejestr dostawców technologii satelitarnych, aby wiedzieć, jakie technologie są rozwijane i komu oferowane. Dzięki temu Polska mogłaby odpowiednio zareagować, w przypadku eksportu zaawansowanych rozwiązań do nieodpowiednich krajów.
Ustawa powinna przede wszystkim unormować działalność polskiego przemysłu kosmicznego, ale też nie ograniczać go, nakładając na przykład zbyt duże wymagania, szczególnie że większość firm działających w tym sektorze to nadal start-upy. Nawet Creotech Instruments, mimo osiągnięć, wciąż jest stosunkowo niewielką firmą. Jeśli regulacje okażą się zbyt restrykcyjne, polskie firmy mogą przenieść swoją działalność za granicę, gdzie obowiązują bardziej sprzyjające przepisy. Państwo powinno wspierać rozwój sektora kosmicznego, a nie go ograniczać.
Jeżeli chodzi o Krajowy Program Kosmiczny (KPK), moim zdaniem nie powinien on definiować kierunków rozwoju technologicznego, tylko określać potrzeby państwa i wskazywać konkretne obszary, w których Polska powinna się rozwijać.
Nie ma znaczenia, czy rozwiązaniem problemu jest np. mały, średni czy duży satelita - to sprawa drugorzędna i nie powinna być z góry narzucona w dokumencie. KPK powinien być uzupełnieniem działań realizowanych w ramach Europejskiej Agencji Kosmicznej oraz innych europejskich struktur. Powinien także wskazywać, gdzie Polska potrzebuje własnych kompetencji, określając obszary rozwoju. Krajowy Program Kosmiczny powinien jasno definiować strategiczne potrzeby Polski, a następnie uruchamiać w ramach tego konkursy na opracowanie konkretnych technologii. Ważnym elementem dokumentu powinny być także uwarunkowania prawne, które regulują rozwój sektora.
Podsumowując, Krajowy Program Kosmiczny nie powinien z góry definiować konkretnych kierunków technologicznych, takich jak optyka, systemy radarowe czy telekomunikacyjne. Zamiast tego powinien wychodzić od realnych potrzeb państwa i wyzwań, których nie da się rozwiązać na przykład przy wsparciu ESA lub Komisji Europejskiej.
Polska jest blisko określenia tych potrzeb?
Myślę, że poszczególne ministerstwa są już blisko pełnego określenia potrzeb. Niektóre z nich zostały zdefiniowane – przykładem jest program MikroGlob, który w praktyce odpowiada na polską potrzebę posiadania wojskowego systemu optycznego rozpoznania.
Natomiast wydaje mi się, że wciąż daleko nam do stworzenia jednego, spójnego dokumentu, który określałby potrzeby na poziomie centralnym. Ministerstwo Obrony Narodowej, Ministerstwo Cyfryzacji oraz Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego definiują swoje wymagania oddzielnie – np. MON koncentruje się na potrzebach obronnych, a Ministerstwo Nauki na obserwacjach astronomicznych.
Największym wyzwaniem jest zebranie tych różnych potrzeb w jeden skoordynowany program, który wskazywałby wspólny kierunek lub kierunki. Obecnie działania te są często rozproszone i nieskoordynowane, co utrudnia efektywne planowanie i rozwój sektora.
Co wyróżnia polski przemysł w perspektywie europejskiej?
To, co powinno nas wyróżniać, to umiejętność przewidywania światowych i europejskich trendów. Creotech Instruments odniósł sukces, bo odpowiednio wcześnie dostrzegliśmy kierunki rozwoju – już w 2012 roku określiliśmy nasz cel i drogę do realizacji. Dzięki temu mieliśmy czas odpowiednio się przygotować.
Wydaje się, że polskie firmy są w dość dobrej sytuacji, ponieważ mają trudny start (śmiech). Nie zainwestowały ogromnych środków w przestarzałe rozwiązania z lat 90., które dziś nie pasują do nowoczesnego rynku kosmicznego. Paradoksalnie, brak dużych inwestycji w przeszłości może być naszą przewagą - mamy czystą kartę.
Rynek kosmiczny dynamicznie się zmienia – staje się bardziej prywatny, a systemy są tańsze i lżejsze. Polskie firmy mogą w pełni skupić się na tych trendach, bez konieczności modernizowania przestarzałych technologii. Dokładnie tak zrobiliśmy na rynku małych satelitów, a podobną drogą idą inne polskie spółki, rozwijając małe systemy optyczne i telekomunikacyjne. Myślę, że to nasza przewaga w Europie - możemy dostrzegać trendy i elastycznie na nie reagować, bez obaw o skostniałe struktury, których po prostu nie mamy.
Jakie kroki należy podjąć, aby stworzyć przyjazne środowisko dla rozwoju biznesu kosmicznego w Polsce?
Zacznijmy może od tego, że pod koniec tego roku zapadną decyzje na poziomie Europejskiej Agencji Kosmicznej, dotyczące składek alokowanych przez poszczególne kraje. Wysokość składki to jedno, ale jeszcze ważniejsze jest jej przeznaczenie. Polska powinna inwestować w programy ESA, które pozwolą polskim firmom skoncentrować się na kilku strategicznych, dużych projektach – np. w obszarze obserwacji Ziemi, telekomunikacji czy nauki - zamiast dzielenia zasobów na setki drobnych inicjatyw i studiów wykonalności.
Polski sektor kosmiczny dojrzał na tyle, by realizować ambitne projekty, a nie występować w roli wyłącznie dostawcy pojedynczych podsystemów. Decyzja w tej sprawie leży po stronie rządzących, a moment na jej podjęcie jest kluczowy.
Drugim istotnym elementem jest Krajowy Program Kosmiczny, który powinien precyzyjnie określać, w co Polska chce inwestować wewnętrznie, które technologie ESA nie jest w stanie nam zapewnić oraz jakie obszary powinny rozwijać wyłącznie polskie firmy. Przykładem jest program MikroGlob – ESA nie dostarczy Polsce systemu wojskowego, dlatego tego typu inicjatywy muszą być rozwijane lokalnie. Oprócz tego istnieje wiele innych obszarów wymagających wsparcia – od niezależnej telekomunikacji, po systemy wspierające rozwój polskiej nauki. Kraj Kopernika powinien mieć własne, ambitne projekty badawcze, opierające się na polskiej infrastrukturze kosmicznej.
Trzeci kluczowy aspekt to aktywne zaangażowanie Polski w budowanie suwerenności technologicznej Europy. Globalna sytuacja geopolityczna wyraźnie pokazuje, że Europa powinna wzmacniać swoje własne technologie. Stany Zjednoczone coraz bardziej oddalają się od Europy, z Chinami współpraca może być problematyczna, a Rosja całkowicie odpadła z międzynarodowego rynku. W tej sytuacji Europa musi rozwijać własne technologie na swoim terenie, a Polska powinna aktywnie uczestniczyć w tym procesie.
Pojawiają się nowe programy cywilne i wojskowe, w których Polska powinna brać udział, zapewniając swoim firmom miejsce przy europejskim stole. To zadanie dla administracji publicznej, aby polskie spółki miały realny udział w dużych europejskich projektach i mogły się rozwijać na poziomie całej Unii Europejskiej.
Dziękuję za rozmowę!