Reklama

Obserwacja Ziemi

Prezes ICEYE: możemy być światowym liderem w globalnej obserwacji Ziemi [WYWIAD]

Autor. M. Jackiewicz/Defence24.pl

Polak potrafi, więc musimy dołożyć wszelkich starań, abyśmy za te 10 lat mogli być dumni, że firma z polskiego sektora kosmicznego została liderem w zakresie globalnych usług obserwacji Ziemi. […] Przygotowaliśmy wspólnie ofertę dla Wojska Polskiego, która jest na poziomie światowym, nawet nieco lepszym” – mówił w wywiadzie dla Space24.pl Rafał Modrzewski, prezes i współzałożyciel firmy ICEYE.

Rafał Modrzewski to prezes i współzałożyciel firmy kosmicznej ICEYE. Spółka została założona w 2014 r. we współpracy z fińskim wspólnikiem i specjalizuje się w radarowej obserwacji Ziemi. Obecnie ICEYE posiada największą flotę mikrosatelitów radarowych na świecie. Technologia spółki jest wykorzystywana na Ukrainie, a także przez innych zagranicznych klientów w tym Departament Obrony USA, a także rządy i branże komercyjne, takie jak ubezpieczenia, reagowanie na klęski żywiołowe i usuwanie ich skutków, bezpieczeństwo, monitoring morski i finanse. Jak udało się osiągnąć taki sukces? Czy Wojsko Polskie zamierza skorzystać z oferowanej od lat technologii? Jakie są plany spółki na najbliższe lata? W poszukiwaniu odpowiedzi zapraszamy serdecznie do poniższego wywiadu.

Reklama

Mateusz Mitkow, redaktor prowadzący Space24: Zacznijmy od początku - jak doszło do tego, że postanowiłeś założyć firmę kosmiczną? Wiązałeś swoją przyszłość z tą branżą już od najmłodszych lat?

Rafał Modrzewski, prezes i współzałożyciel firmy ICEYE: Nie myślałem o swojej własnej firmie, ale od zawsze chciałem prowadzić projekty technologiczne, związać swoje życie z produkcją wysokiej technologii, którą można rozprowadzać. Zainteresowanie samym kosmosem też było u mnie widoczne od dziecka, np. zamiast kupować sobie gry na Game Boya wolałem zainwestować w teleskop. Dopiero w liceum zaczął rodzić się w mojej głowie pomysł, aby rzeczywiście stworzyć kiedyś firmę, bo wydawało mi się to bardzo kreatywne, ale myśląc o działalności kosmicznej wydawało mi się to na tamten moment niemożliwe.

Następnie poszedłem na studia na Politechnikę Warszawską, a kolejnym ważnym krokiem był wyjazd do Finlandii i tam dopiero włączyłem się w światowy trend i międzynarodową grupę ludzi, którzy budują małe satelity. Spędziłem tam 2 lata pracując przy małych satelitach i w pewnym momencie zaczęliśmy między sobą w zespole rozmawiać, że może faktycznie przydałoby się stworzyć firmę. Moje doświadczenie w budowaniu małych satelitów, studia z elektroniki, dołączenie do projektu satelitarnego, chęć założenia firmy technologicznej, czas rynkowy to wszystko się skumulowało i tak doszło do założenia ICEYE.

Fot. ICEYE
Fot. ICEYE

Tworząc firmę założyliśmy, że będziemy budowali małe satelity, dlatego że cała rewolucja technologiczna, która w tym momencie występowała, uświadomiła świat, że sposób w jaki do tej pory budowano takie urządzenia już nie ma sensu. Da się to robić szybciej, sprawniej, taniej i są one mniejsze. Nie był to jeszcze konkretny plan biznesowy, więc zastanawialiśmy się, co konkretnie można zrobić. Wpadliśmy na pomysł analizy gór lodowych w Arktyce i stąd też wzięła się nazwa ICEYE.

Reklama

Chcieliśmy, aby nasze serwisy były wykorzystywane przez różnego rodzaju firmy, które mają problem z jakimikolwiek aktywnościami w Arktyce, a także w kwestii zmian klimatu. Skupialiśmy się na tym, że lód jest kluczowym zagrożeniem. Zaczęliśmy analizować czym powinien wyróżniać się nasz produkt, aby takie analizy dostarczać. Uznaliśmy, że podstawą są niezawodność oraz niezależność od warunków pogodowych czy czasu dnia. Aby mieć pewność, że informacje będą dostarczane przez cały czas, musieliśmy opracować satelity radarowe. Dlaczego radar? Bo analiza potrzeb klienta nakierowała nas wtedy do wyboru odpowiedniego instrumentu.

Firma ICEYE osiągnęła duży sukces, można śmiało powiedzieć na skalę globalną. Jak udało się to zrobić?

Ciężko tak naprawdę stwierdzić co było tym kluczem. W firmie zwracamy uwagę na kilka rzeczy, np. żeby zespół, który został zatrudniony na początku powstawania firmy do zaprojektowania pierwszego satelity radarowego miał bardzo mało doświadczenia w budowie satelity radarowego. Ktoś może się zastanawiać, dlaczego, ale chodziło nam o to, aby nie mieli oni żadnych preferencji na temat tego, jak powinien taki satelita wyglądać. Chcieliśmy wystartować z tzw. czystej karty, żeby nikt nie przywiązywał się do tego, w jakiś sposób było to robione kiedyś. Zatrudniliśmy zespół międzynarodowy, obecnie mamy w firmie ponad 60 różnych narodowości, a pierwsze kilka osób, które zatrudniliśmy było z różnych krajów. Chcieliśmy zgromadzić duży zasób wiedzy, różnych sposobów rozwiązywania problemów.

Mieliśmy też dużo zaparcia, bo to nie jest tak, że wszystko nam się zawsze udawało. Często brakowało nam ludzi do pracy, funduszy, technologie się psuły, klienci odchodzili, ale pomimo wielu przeciwności pozostawaliśmy w grze i zawzięcie parliśmy do przodu. Głównymi kamieniami milowymi naszej działalności było przede wszystkim zdobycie pierwszego finansowania, w tym wypadku od rządu fińskiego, następnie podpisanie pierwszego kontraktu, wystrzelenie pierwszego satelity, pozyskanie poważnego dofinansowania międzynarodowego, a potem to już kwestia nabywania kolejnych klientów.

Reklama

Co ciekawe, pierwsze dofinansowanie, które dostaliśmy to było 5 tys. euro. Za tę sumę udało się pojechać na konferencję i kupić parę książek (śmiech). Uzyskaliśmy za to dość wiedzy, żeby napisać aplikację za 50 tys. euro. Mały krokami zyskiwaliśmy kolejne fundusze, a teraz to już sumy wielomilionowe. Zawsze skupiamy się na teraźniejszości i na kroku, który musimy podjąć w tym momencie, jak z 5 tys. zrobić 50 tys. i jak z 50 tys. zrobić 100 tys.

W Polsce ludzie często debatują nad tym, czy ICEYE to firma fińska, polska czy fińsko-polska. Jaka forma jest twoim zdaniem najbardziej odpowiednia?

To nie jest tylko firma fińska i ciężko powiedzieć, żeby to była firma tylko i wyłącznie polska, bo prowadzimy działalność nie tylko w Polsce, nie tylko Polacy są jej częścią i nie posiada wyłącznie polskiego kapitału. Nasze biura są m.in. w Polsce, Finlandii, Grecji, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Stanach Zjednoczonych, więc wszystko sprowadza się do tego, że jest to firma międzynarodowa. Ja zawsze zwracam uwagę, na to, że powstała ona na podstawie wdwóch founderów – jeden został wyedukowany w Finlandii, a drugi w Polsce.

Powinniśmy być z tego dumni, a nie robić problem.

Autor. ICEYE

To dziwne, ale często musimy bronić tego, że technologie produkowane przez Polaków, mogą być dobre, konkurencyjne, nawet lepsze niż amerykańskie. Dla mnie fascynujące jest to, że gdy przyszło do rozmów nt. tego, jakich satelitów potrzebuje Polska, czy może amerykańskich, francuskich czy polskich to pojawiło się dużo głosów z taką zakorzenioną wątpliwością, że te polskie satelity mogą być jakkolwiek dobre.

Przez ostatnie lata na rynku pojawiło się kilka innych podmiotów oferujących podobne usługi, jak np. firma Capella Space. Jak oceniacie siebie na tle konkurencji? Co was wyróżnia?

Jesteśmy obecnie światowym liderem w tym zakresie. Nasza konstelacja jest największa, jeśli chodzi o satelity radarowe, bo wystrzeliliśmy ich ponad 30. Z kolei takie firmy, jak Capella Space mają obecnie bodajże 5 jednostek. Mamy też więcej ludzi, bo zatrudniamy ponad 700 osób, w Capelli jest to pewnie ok. 200 osób. Capella Space, Umbra oraz IQPS stanowią dla nas konkurencję w kontekście radarowej obserwacji Ziemi o wysokiej częstotliwości, ale tak jak mówię, nasze możliwości są o wiele większe.

Trzeba zwrócić uwagę, że oferujemy trochę inne technologie, bo te firmy wybrały reflektor, a my używamy aktywnego szyku antenowego, więc to zupełnie inne podejście technologiczne. Ciężko się z tym kłócić, ale nasze rozwiązanie jest bardziej zaawansowane. Wyścig cały czas trwa, ale to nas to motywuje.

Warto też zwrócić uwagę, że ponad 50% wszystkich zdjęć satelitarnych które są obecnie wykonywane nad Ukrainą to właśnie obrazy z satelitów ICEYE. Jesteśmy tam głównym dostarczycielem informacji. Współpracujemy w tym zakresie także z NATO. To my otrzymujemy ich więcej niż nasza konkurencja. To ewenement na skalę światową, a powodem jest to, że nasz produkt jest po prostu na chwilę obecną lepszy od innych.

Wspomniałeś o wojnie na Ukrainie. Konflikt ten udowodnił nam jak bardzo potrzebne są satelity radarowe dla bezpieczeństwa. Wasza technologia również jest tam wykorzystywana. Jakie wnioski wyciągacie w kontekście zdobycia tego niezwykle cennego doświadczenia?

Wnioski są jasne i to nie są tylko moje wnioski. Era zbierania informacji systemami powietrznymi się kończy. Zaczyna się era zbierania informacji wyłącznie systemami kosmicznymi. Dość jasnym wnioskiem jest też to, że systemem do tego podstawowym będą duże, rozporoszone konstelacje satelitów radarowych. Jeżeli chodzi o pozyskiwanie informacji z kosmosu, nie robimy już obserwacji kilka razy na dzień tylko 20, 30, a nawet 40 razy. Systemy optyczne również są przydatne, ale już na zawsze podstawą pozostanie radar, bo pozwala on na obserwacje niezależnie od warunków pogodowych czy czasu dnia. To kluczowe dla Polski, bo nasze niebo jest przeważnie zachmurzone w ciągu roku.

Autor. ICEYE

Patrząc z innej perspektywy. Do tej pory sprzedaliśmy siedem satelitów radarowych Zjednoczonym Emiratom Arabskim. Nie ma tam zbyt dużo chmur w ciągu roku, a jednak kupują radary, bo obserwacja również w nocy jest niezbędna przede wszystkim dla operacji wojskowych, a tylko radar widzi w nocy. Zarówno w ZEA, USA, Japonii, Korei Południowej, Wielkiej Brytanii, jakby wszyscy doszli do tego samego wniosku – duże systemy radarowe łączą w sobie globalny zasięg, wysoką częstotliwość i niezawodność w wykonaniu zdjęcia.

Te trzy atrybuty są kluczowe, żeby zyskać odpowiednie zdolności. My to pokazaliśmy na Ukrainie, udowodniliśmy, że jesteś w stanie wykorzystywać systemy satelitarne do operacji taktycznych. Ludzie zdali sobie sprawę, że wykorzystujemy je już nie tylko, aby zbudować obraz pola walki, tylko żeby dokonać analizy ruchu obiektów tu i teraz.

Nasz system satelitarny istniał już przed wojną. Mieliśmy wtedy ok. 10 jednostek na orbicie i byliśmy w stanie pokazać, że posiadanie takiej sieci pozwala dostarczać informacje z taką częstotliwością i prędkością, żeby decyzje na poziomie taktycznym były odpowiednio wykonywane.. Dużym pokazem naszych możliwości jest udział ICEYE w ćwiczeniach NATO, w tym na poziomie centrum dowodzenia. Jest zatem jasne, że wojsko potrzebuje systemów radarowych.

Można zatem powiedzieć, że posiadanie takich satelitów przez Polską armię byłoby dużym wzmocnieniem naszego potencjału obronnego. W ubiegłym roku ogłosiliście współpracę z PGZ oraz WZŁ 1, która ma na celu stworzenie segmentu naziemnego do odbierania danych z satelitów SAR. Czy jest to wystarczające, aby korzystać w pełni z możliwości, które od lat proponujecie armii?

Ja bym nie powiedział, że byłoby to wzmocnienie, a raczej jest to niezbędne dla armii. Projekt z PGZ oraz WZŁ nr 1 to opcja wystarczająca na dzisiaj, ale nie na zawsze. To ważny pierwszy krok, przygotowaliśmy wspólnie ofertę dla Wojska Polskiego, która jest na poziomie światowym, nawet nieco lepszym, bo my nigdzie indziej nie oferowaliśmy takiego rozwiązania o tych możliwościach. Od początku plan był taki, żeby w pierwszej kolejności skorzystało Wojsko Polskie, ale chcieliśmy także stworzyć konkurencyjny produkt na światowym rynku wojskowym. Siły Zbrojne RP byłyby pierwszym użytkownikiem tego segmentu naziemnego, który w dłuższej perspektywie mógłby być oferowany każdemu, kto korzysta z naszej sieci lub je zakupi.

PGZ buduje część naziemną, my oferujemy jednostki satelitarne, powiem więcej, niezależną konstelację satelitarną dla Polski. Później chcemy z PGZ oferować to na całym świecie. Z naszego punktu widzenia jesteśmy gotowi, kluczowa decyzja pozostaje po stronie klienta. Czekamy na nią, wszystko jest gotowe, ale bez zgody nie jesteśmy w stanie przejść do fazy produkcyjnej. Jeśli ostatecznie władze zdecydują się zaakceptować naszą ofertę to jesteśmy w stanie wyprodukować i wynieść pierwsze satelity w terminie do 12 miesięcy od dnia zawarcia umowy. Najlepiej dla naszego bezpieczeństwa, aby stało się to jak najszybciej.

Autor. Defence24.pl

Procesy decyzyjne trwają, rozumiemy to, ale nasza technologia nie jest oferowana dla polskiej armii od ubiegłego roku. Od wielu lat staramy się, aby Polacy mieli swoje satelity radarowe. W 2022 r. zakupiono satelity z Francji. Nie dość, że tylko dwa, są one większe, droższe i zostaną wyniesione być może dopiero w 2027 r., więc długo poczekamy. W dodatku są to satelity optyczne. Nie mówię, że trzeba było kupić satelity od nas, ale po prostu dużo małych z radarem SAR i przede wszystkim taniej.

Warto zaznaczyć, że my jako Polska, nasz przemysł kosmiczno-obronny mamy przed sobą kluczowy moment. Produkt, który oferujemy z PGZ jest naprawdę konkurencyjny pod względem globalnym i dodatkowo każdy go chce, bo pojawił się na to rynek. Mamy wielką szansę, żeby stać się nie importerem, a eksporterem produktów zbrojeniowych, które są wysoko zaawansowane technologicznie. To trzeba wykorzystać.

Kluczowe jest, aby Polska dostosowała też swoją politykę zagraniczną, bo możemy robić różne rzeczy, ale inwestowanie w technologie przyszłości, w dodatku w sektorze obronności, jest w stanie wprowadzić nasz kraj na zupełnie inne tory polityczne. Przed nami wybory europejskie, będziemy musieli wybrać Komisarza, moim zdaniem powinien on być z obszaru Defence&Space. To mogłoby wytworzyć synergię polskiego przemysłu zbrojeniowego i europejskich środków finansowych.

Obronność to nie jedyny obszar, w którym wasze satelity znajdują zastosowanie. W czym jeszcze mogą okazać się kluczowe?

Na dzisiaj mamy cały zestaw produktów związanych z katastrofami naturalnymi – powodzie, pożary, huragany, tsunami czy wybuchy wulkanów. W tym wszystkim nasze satelita są bardzo użyteczne również dla wsparcia cywilnego. Sprzedajemy usługi też m.in. instytucjom ubezpieczeniowym, bankom oraz inwestorom, bo to też nie jest tak, że potrzeba na obrazy radarowe jest tylko w momencie wystąpienia katastrofy. W przypadku takiego zagrożenia, jeśli jesteśmy w stanie posiąść informacje nt. skali katastrofy to szybkość i skuteczność reakcji jest znacznie większa.

Tak samo dzieje się, jeśli chodzi przykładowo o połów ryb czy zmiany, które występują na morzach. Nasze usługi sprawdzają się również w Brazylii, gdzie możemy mieć dokładne informacje nt. nielegalnej wycinki drzew, czy wypalaniu puszczy amazońskiej. Wszystko w dzisiejszym świcie opiera się na informacji. Pozyskiwanie ich za pomocą satelitów to obecnie w wielu przypadkach najszybsza metoda. Obserwujemy morza, lasy, a nawet kopalnie. Teraz widzimy tylko czubek góry lodowej, tego w czym jeszcze satelity SAR mogą nam pomóc.

ICEYE radar satellite image from the Singapore trait, taken on 26 January 2019. The image shows various vessels around the International Airport of Changi, Singapore, and its surrounding areas.
ICEYE radar satellite image from the Singapore trait, taken on 26 January 2019. The image shows various vessels around the International Airport of Changi, Singapore, and its surrounding areas.
Autor. ICEYE

Jesteście podmiotem, który stanowi element polskiego przemysłu kosmicznego. Czy odczuwacie wsparcie od polskich władz w zakresie rozwoju, czy może jednak wiele kwestii jest utrudnionych?

Nie odczuwamy, że ktoś aktywnie stara się nam przeszkadzać, ale też nie odczuwamy, że ktoś stara się nam aktywnie pomagać. Wsparcie mogłoby być zdecydowanie większe i musimy o tym głośno mówić i zdawać sobie z tego sprawę. Kontrakty dla polskich firm kosmicznych, nie tylko dla ICEYE, ale również innych podmiotów to coś, co naprawdę by nam pomogło, napędziło przemysł jeszcze bardziej. Tak jak wcześniej mówiłem, mieliśmy do wydania 500 mln EUR i kupiliśmy satelity z Francji, a te fundusze mogły iść do polskiego przemysłu.

Tak się buduje przemysł, tak go budują Amerykanie czy Japończycy. Zawsze w pierwszej kolejności patrzy się na to, czy jesteśmy w stanie kupić coś lokalnie, bo to zostaje i buduje nasze kompetencje, które potem są konkurencyjne międzynarodowo. Dlatego dobrze, aby tego wsparcia było więcej, aby było one systematycznie zwiększane, bo to wyjdzie tylko i wyłącznie na plus dla Polski.

Co twoim zdaniem jest potrzebne, aby przemysł kosmiczny w Polsce rozwijał się jeszcze bardziej i żeby inne firmy także mogły osiągać sukcesy na skalę globalną?

Kontrakty. Podstawą są lokalne kontrakty. Musimy sobie zdać sprawę, że bez nich nie będzie rozwoju. Po pierwsze jest klient, który pomaga w wybudowaniu lepszego produktu. Jak nie ma klienta to nie ma też produktu. Jeśli jest kontrakt to jest też przychód, a jest on lepszy niż np. grant, bo daje firmie wzrost wartości. Równie ważne w przypadku kontraktu lokalnego jest możliwość pokazania klientowi zewnętrznemu, że my sami używamy danego produktu. Jeśli nie używamy go lokalnie to zagraniczni klienci pytają, dlaczego. Kluczem do budowania przemysłu, nie tylko kosmicznego, są kontrakty.

Przyglądam się sektorowi kosmicznemu również w Polsce. Muszę powiedzieć, że obecnie nie mamy za dużo firm, które są konkurencyjne międzynarodowo. Ich jedynym potencjalnym klientem jest Polska. To nie tyczy się tylko naszego kraju, ale musimy sobie zdać sprawę, że wybudowanie międzynarodowo konkurencyjnej firmy kosmicznej to nie jest zadanie na pół roku i pół miliona. Polscy inżynierowie są fantastyczni, więc są w stanie robić to samo co inni, ale musimy zmniejszyć problem potencjału kapitałowego. Najwięksi gracze nie stworzyli firmy za 50 dolarów [śmiech].

Ważne jest też, aby znaleźć swoją niszę, w której dana firma będzie się wyróżniać, ale w przypadku budowania światowych liderów powinniśmy skupić się na jednym podmiocie i starać się rozwijać wszystko co możliwe wokół tej działalności np. produkować dobrej jakości części metalowe czy wyróżniającej się jakości optykę.

Inwestujmy w nowe technologie i może znajdziemy jakąś kolejną niszę, która jeszcze się nie rozwinęła, bo z kosmosem trochę jest tak, że trzeba być pierwszym. Jak nie jest się pierwszym to trzeba nadganiać i naprawdę bardzo trudno jest to zrobić, np. w kontekście optycznej obserwacji Ziemi, gdzie rynek jest już zdominowany przez takie firmy jak Maxar, Planet czy BlackSky. Można nie być pierwszym, kiedy zakładasz działalność przykładowo w USA, bo wsparcie tam jest o wiele większe, ale w późniejszym czasie i tak będzie ciężko się przebić, jeśli nie masz nic, co wyróżnia twój produkt na tle konkurencji.

Skoro wspomniałeś o rozwoju to jakie są plany ICEYE na bieżący rok, a także patrząc długoterminowo?

W tym roku skupiamy się na wystrzeleniu 13 nowych satelitów i wypełnieniu wszystkich kontraktów, które mamy z klientami, a jest ich naprawdę sporo. Rozwijamy też nowy tryb zobrazowania, dokładniej Dwell Fine, który już teraz jest bardzo mocno wykorzystywany na Ukrainie, jak i również przez Stany Zjednoczone. Jeśli chodzi o kolejne lata, to naszym głównym celem jest, aby firma ICEYE w przeciągu najbliższej dekady stała się globalnym liderem na rynku obserwacji Ziemi, już nie tylko radarowo, ale patrząc ogólnie. Osobiście uważam, że ostatecznie zostanie maksymalnie trzech graczy na rynku międzynarodowym, podobnie jak teraz w przypadku komunikacji satelitarnej, gdzie karty rozdaje SpaceX ze swoim Starlinkiem oraz OneWeb.

Jeżeli tak się stanie, to Polska ma ogromną szanse mieć swojego gracza w tej grupie. Polak potrafi, więc musimy dołożyć wszelkich starań, abyśmy za te 10 lat mogli być dumni, że firma z polskiego sektora kosmicznego została liderem w zakresie globalnych usług obserwacji Ziemi. W Polsce problemem jest od zawsze brak dofinansowania na różnego rodzaju projekty technologiczne, a to one pozwolą nam budować liderów na skalę światową. Czas skupić się na rozwoju.

Dziękuje za rozmowę.

MATERIAŁ SPONSOROWANY

Reklama

Komentarze (2)

  1. gnagon

    A czy dokałdnośc z satelity jest wystarczajaca do lokalizacji rozbitka na morzu oceanie. Brak obecnie systemu poszukiwania detekcji rozbitków, wraków, zagubionych kontenerów, w tym skrytych tuż pod powierzchnią wody i stanowiących poważne zagrożenie po każdym większym sztormie

  2. mewa

    Poza konstelacją satelitów radarowych potrzebny jest „hektar komputerów” aby gromadzić dane do celów porównawczych i… sztuczna inteligencja przeznaczona do analiz zdjęć. Sama "Miss Peenemünde" ani mała grupa żołnierzy nie wystarczy przy dużym obszarze i szybko zmieniającej się sytuacji wypatrywać rzeczy istotne i pomijać nieważne aby przekazywać OBRAZ CAŁOSCI na czas. Trzeba widzieć i wiedzieć co się widzi.

Reklama