Reklama

SATELITY

Piloci USAF przetrwają w razie utraty GPS. Dzięki konkurencyjnym systemom [KOMENTARZ]

Fot. Andrew Buchanan, 9th Reconnaissance Wing Public Affairs via Wikipedia [Wikimedia Commons - domena publiczna]
Fot. Andrew Buchanan, 9th Reconnaissance Wing Public Affairs via Wikipedia [Wikimedia Commons - domena publiczna]

Jak wynika z zapewnień przedstawicieli Departamentu Obrony USA, zakłócanie sygnału rodzimej nawigacji satelitarnej GPS nie będzie już stanowić poważnego problemu dla pilotów amerykańskich samolotów rozpoznawczych U-2. W powietrzu mają bowiem być przygotowani do korzystania z sygnału konkurencyjnych systemów: europejskiego, rosyjskiego, a nawet chińskiego. Wszystko dzięki elektronice umieszczonej w… naręcznych zegarkach.

Amerykańscy piloci mają dysponować możliwością korzystania z chińskich, rosyjskich oraz europejskich systemów satelitarnego pozycjonowania GNSS - stanowiących w misjach rozpoznawczych oraz szpiegowskich wsparcie lub wręcz możliwą alternatywę dla rodzimego GPS. Pisze o tym m.in. Liu Zhen z South China Morning Post, przywołując wystąpienie dowódcy USAF Air Combat Command, gen. Jamesa „Mike’a” Holmesa, który wypowiedział się o tej sprawie na konferencji w Waszyngtonie. Należy podkreślić, że chodzi tutaj konkretnie o grupę pilotów słynnych maszyn szpiegowsko-zwiadowczo-rozpoznawczych (Intelligence, Surveillance and Reconnaissance – ISR), U-2 Dragon Lady.

Specjalne zegarki nawigacyjne dla pilotów samolotów szpiegowskich

Amerykańscy lotnicy w tym celu zostali wyposażeni w specjalne naręczne zegarki, umożliwiające korzystanie z sygnału chińskiej nawigacji satelitarnej Beidou, rosyjskiego systemu GLONASS oraz europejskiego Galileo. Tym samym, mogą kontynuować misje nawet w warunkach, w których nastąpiłoby ograniczenie dostępności do amerykańskiego GPS lub jakieś państwo próbowałoby to im zupełnie uniemożliwić. Jest to o tyle istotne, że wspomniane samoloty poruszają się w stratosferze, na pułapie blisko 24 tys. m, gdzie bardzo wskazane jest precyzyjne wsparcie nawigacyjne.

W komentarzu do sprawy portal DefenseOne.com podał, że amerykańskie siły powietrzne zakupiły jeszcze w 2018 roku 100 specjalistycznych zegarków Garmin D2 Charlie – jak podaje producent, smartwatche tego typu pozwalają na działanie w trybie nawigacji satelitarnej przez ponad 20 godzin i do 12 dni w konfiguracji klasycznego zegarka. Trzeba jednak zaznaczyć, że przywoływany wcześniej gen. Holmes nie wskazał w swojej cytowanej wypowiedzi konkretnego modelu, a doniesienie bazuje jedynie na skojarzeniu tego z faktem niedawnego zakupu D2 Charlie przez US Air Force.

Z kolei w chińskich mediach – z wiadomych względów – podkreśla się wybór nowej generacji systemu Beidou jako konkretnego punktu odniesienia dla tej wypowiedzi. Druga wersja tego systemu pozycjonowania, która weszła do użytku operacyjnego pod koniec 2018 roku, ma jeszcze w bieżącym roku osiągnąć pełną skalę rozbudowy. Pierwsza miała bardzo ograniczone terytorialnie znaczenie, gdyż obejmowała obszar samych Chin. Natomiast obecnie Pekin zamierza dalej wzbogacać konstelację satelitów należących do Beidou o kolejne egzemplarze, by do końca 2020 roku osiągnąć jego pełny wymiar.

Ostatecznie, system chiński ma być bardziej precyzyjny od wcześniejszej, drugiej generacji GPS – 10 cm względem 30 cm w przypadku amerykańskiego rozwiązania. Inną różnicą w stosunku do systemu rodem z USA ma być usługa przesyłania krótkich wiadomości tekstowych via Beidou, umożliwiająca masową komunikację pomiędzy osobami i grupami użytkowników. I chociaż Beidou był projektem mającym usamodzielnić Chińską Armię Ludowo-Wyzwoleńczą od GPS, to Pekin informuje jednak, że nie zamierza ograniczać dostępności do sygnału. Tak przynajmniej przedstawia się to w oficjalnej narracji.

Chiński „GPS”, czyli Beidou rośnie w siłę

Chińskie media podkreślają również samą skalę implementacji Beidou w swoim państwie. Władze w Pekinie nakazały bowiem operatorom wszystkich autobusów pasażerskich, transportu kołowego oraz statków rybackich zainstalowanie sprzętu bazującego na Beidou. Wszystko po to, aby ich ruch mógł być stale monitorowany i śledzony w czasie rzeczywistym. South China Morning Post w swoim artykule na ten temat zauważa, że według najnowszych dostępnych danych, od 2017 roku terminale obsługujące Beidou zamontowano już w przypadku 22 milionów pojazdów i 50 000 jednostek pływających.

Jednocześnie chińskie źródło zwraca uwagę, że wykorzystanie obcego systemu przez amerykańskich pilotów nie oznacza, że będą podatni na śledzenie przez obce ośrodki monitorowania sygnału nawigacyjnego. Zdaniem Zhou Chenminga, cytowanego przez South China Morning Post analityka wojskowego z Pekinu, śledzenie w czasie rzeczywistym wymaga posiadania specjalnego transpondera - jak te używane w systemach AIS (automatycznym systemie identyfikacji) na statkach morskich. Prosty układ nadawczo-odbiorczy z zegarków elektronicznych, jego zdaniem, tego nie umożliwi.

W porównaniu do Beidou, słynny amerykański GPS jest technologią zarządzaną przez Departament Obrony Stanów Zjednoczonych (od grudnia 2019 roku pod bezpośrednią kontrolą US Space Force – szóstego rodzaju sił zbrojnych utworzonego przez administrację Donalda Trumpa). Pierwsza generacja rozpoczęła swoje funkcjonowanie już pod koniec lat siedemdziesiątych XX wieku, a obecnie rozmieszczane są już satelity całkowicie nowej, 3. generacji. Rdzeniem obecnego systemu jest sieć 31 satelitów zlokalizowanych na średniej orbicie okołoziemskiej (na wysokości 20.180 km) oraz instalacji naziemnych. Jego działanie dotyczy zarówno ogólnodostępnych usług nawigacyjnych, jak i bardziej precyzyjnego, szyfrowanego segmentu zarezerwowanego typowo dla sił zbrojnych.

Rosyjski GLONASS z kolei ma do dyspozycji 24 satelity i był już rozwijany w końcowym okresie ZSRR, zaś europejski system nawigacji satelitarnej Galileo uruchomiono (we wstępnej wersji) pod koniec 2016 roku i obecnie korzysta z 22 operacyjnie gotowych satelitów.

"Przypadkowa" ciekawostka technologiczna?

Na koniec warto się zastanowić, skąd taka „szczerość” po stronie amerykańskiego dowódcy? Można tutaj brać pod uwagę m.in. dążenie do zasygnalizowania Chinom czy też Rosji, że amerykańscy piloci nie są tak naprawdę uzależnieni od systemów bazujących na GPS. Komunikat dotyczy w tym przypadku szczebla operacyjnego, gdzie wskazuje się, że działanie ISR będzie kontynuowane bez względu na próby zakłócania usług nawigacyjnych.

Spekuluje się też, że poczynione doposażenie pilotów i skupianie na tym zewnętrznej uwagi może być pochodną dotychczas nieujawnionych wątków, jakie odnoszą się do sfery lotów szpiegowskich. Kontekstem jest tutaj potencjalnie to, że oba wspominane państwa, czyli Rosja i Chiny, dość mocno od lat interesują się domniemaną amerykańską zależnością od GPS w sferze wojskowej oraz wywiadowczej – zarówno, jeśli chodzi o fizyczne funkcjonowanie sieci satelitów poza Ziemią, jak też w obrębie ich zaplecza cyfrowego.

Dalej, Amerykanie zdają się też sygnalizować coś w rodzaju istnienia niepisanego status quo, a może nawet swoistego „kosmicznego MAD” (Mutually Assured Destruction, czyli mechanizmu gwarantowanego wzajemnego zniszczenia – od koncepcji stosowanej w toku zimnej wojny, odzwierciedlającej szachowanie się mocarstw groźbą użycia broni atomowej). W tym przypadku dotyczy to wszystkich systemów automatycznej nawigacji, których działanie można upośledzać także beż użycia broni antysatelitarnej (ASAT) – ze wskazaniem, że GPS i inne systemy są na równi wrażliwe.

Podobnie trzeba zauważyć, że wypowiedź amerykańskiego generała była użyteczna również dla strony chińskiej, która sama uwypukliła ją w międzynarodowej przestrzeni informacyjnej. Taki kontekst otwiera bowiem Pekinowi dodatkowe pole do promocji działania nowej generacji Beidou. Czynnik ekonomiczny (państwo ma ofertę dla innych, nie tylko w sferze zastosowań wojskowych) ma tym większe znaczenie na na rynkach, gdzie nieszczególnie ufa się Stanom Zjednoczonym. W aspekcie tym chodzi też jednakowo o czynnik polityczny (tylko mocarstwa dysponują własnymi systemami nawigacji satelitarnej).

Koniec końców, Chiny same mają sporo do powiedzenia w zakresie bazowania na amerykańskim GPS, a uzależnienie to przezwyciężono przecież dopiero niedawno. Fakt ten, jak i aktualny amerykański przykład zwrotu w stronę zamiennego stosowania konkurencyjnych GNSS (nawet jeśli tylko w pomocniczym charakterze) można odczytywać jako potwierdzenie coraz większej świadomości potrzeby dywersyfikacji tego typu rozwiązań. Prawdziwie w tę stronę zdaje się jednak zwracać tylko amerykańsko-europejska współpraca, bazująca na szerokiej interoperacyjności między systemami GPS i Galileo. I jest to kluczowy obecnie przykład dosłownego - strukturalnego, a nie tylko doraźnego - łączenia potencjałów osobnych GNSS na użytek rządowy.

Reklama
Reklama

Komentarze