Polska
Creotech buduje kamery dla obrony planetarnej
Polska firma Creotech Instruments opracowuje superczułe kamery CCD, które wejdą w skład europejskich teleskopów monitorujących zagrożenia kosmiczne i tzw. „kosmiczne śmieci”. Instrumenty opracowywane na zlecenie ESA mają umożliwić ochronę naszej planety przed niebezpiecznymi meteroidami i innymi potencjalnie groźnymi obiektami z kosmosu. W przyszłości teleskopy NEOSTEL mogłyby być elementem systemu obrony planetarnej Ziemi.
Polacy w programie wykrywania zagrożeń kosmicznych
Creotech Instruments, polska firma kosmiczna uczestniczy w przedsięwzięciu, którego celem jest stworzenie systemu wczesnego ostrzegania Ziemi przed grożącym jej niebezpieczeństwem. Projekt prowadzony na zlecenie Europejskiej Agencji Kosmiczne nosi nazwę NEOSTEL i jest realizowany w dużym międzynarodowym konsorcjum. Polska spółka odpowiedzialna jest za opracowanie i wyprodukowanie superczułych kamer CCD (ang. Charge Coupled Device; typ światłoczułych kamer wykorzystywanych do obserwacji astronomicznych), które stanowić będą serce teleskopu NEOSTEL.
Kamery chłodzone są do minus pięćdziesięciu stopni oraz utrzymywane w warunkach bliskich próżni, dzięki czemu po instalacji na teleskopie są w stanie zaobserwować obiekt wielkości piłeczki tenisowej z odległości 1000 kilometrów. Pozwoli to nie tylko wykrywać planetoidy zagrażające Ziemi, ale także śmieci kosmiczne, czyli fragmenty satelitów, rakiet nośnych i innych elementów wysłanych w przestrzeń kosmiczną przez człowieka, które mogą zagrozić satelitom, rakietom nośnym, a także spowodować uszkodzenie lub zniszczenie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.
Projekt NEOSTEL wszedł właśnie w decydująca fazę. 20 października pierwsza z kamer zarejestrowała swój pierwszy obraz. Na razie jeszcze bez specjalnego systemu soczewek. Niemniej obraz udowodnił, że kamera spełnia, nawet z nadwyżką, pokładane w niej nadzieje. Właśnie rusza produkcja pierwszych 8 sztuk kamer, w które będzie w 2017 roku wyposażony pierwszy z teleskopów docelowych.
Czytaj też: Ważny element europejskiego programu SSA powstanie w Polsce
Pod auspicjami Europejskiej Agencji Kosmicznej
Zgodnie z założeniami Europejskiej Agencji Kosmicznej w 2018 roku powstanie kolejnych 20 kamer. Głównym kontraktorem przedsięwzięcia realizowanego dla Europejskiej Agencji Kosmicznej w ramach Space Situational Awarness (SSA) jest włoska firma Compagnia Generale per lo Spazio (CGS). Neosted będzie przy tym jednym z największym projektów realizowanych w ramach tego strategicznego programu Komisji Europejskiej. Zgodnie z zamówieniem od ESA Włosi zbudują prototypowe obserwatorium, które powstanie prawdopodobnie na Sycylii (inne rozważane lokalizacje to m.in. Sardynia lub Wyspy Kanaryjskie). W 2019 może ruszyć projekt, w ramach którego na naszym globie powstanie około 30 teleskopów tego typu, wyposażonych w ponad 200 polskich kamer. Taki system wykryje zawczasu zagrożenia dla Ziemi oraz pozwoli monitorować kosmiczne śmieci.
Przedstawiciele firmy Creotech Instruments S.A. przyznają, że ich udział w projekcie jest możliwy dzięki wielu pracom naukowym prowadzonym w Polsce od przeszło piętnastu lat.
Wśród tych prac jest projekt Pi-of-the-Sky, współautorem sukcesu którego jest prof. Lech Mankiewicz z Centrum Fizyki Teoretycznej PAN, a także dr Grzegorz Kasprowicz z Politechniki Warszawskiej. Te prace naukowe zamieniają się obecnie na sukces komercyjny, który jest użyteczny dla całej ludzkości.
Katastrofa kosmiczna kwestią czasu
66 mln lat temu na Ziemi doszło do kosmicznej katastrofy. Masywna planetoida uderzyła w naszą planetę tworząc 180 kilometrowy krater na obszarze dzisiejszej Zatoki Meksykańskiej. Spowodowało to globalne zmiany w atmosferze ziemskiej i masowe wymieranie gatunków. Wymarło wtedy ponad 75% wszystkich gatunków roślin i zwierząt zamieszkujących Ziemię, w tym dinozaury. Katastrofa zakończyła erę mezozoiczną.
O tym, że kosmiczna katastrofa stanowi realne zagrożenie przypomniało wydarzenie zarejestrowane 15 lutego 2013 roku na Syberii. Meteor o średnicy 17 metrów i masie 10 tysięcy ton wszedł w atmosferę ziemską z prędkością 64 tys. km/h w okolicy Czelabińska i rozpadł się około 30 kilometrów nad powierzchnią Ziemi. Uszkodzonych zostało wtedy około 7 500 budynków, a ponad 1500 osób odniosło rany. Gdyby meteor doleciał w jednym kawałku do Ziemi i uderzył w jej powierzchnie zniszczenia byłyby wielokrotnie większe. Rozpad bolidu w atmosferze wytworzył energią wybuchu 0,5 megatony TNT, czyli ponad 30 razy więcej od energii wybuchu bomby atomowej zrzuconej na Hiroshimę.
Czytaj też: Wybuch meteorytu nad Cyprem
Poprzednia tak potężna kolizja kosmiczna miała natomiast miejsce ponad 100 lat temu i przeszła do historii jako Katastrofa Tunguska. W 1908 roku superbolid, którego wielkość mogła wynieść od 60 do nawet 190 metrów, eksplodował w środkowej Syberii nad rzeką Podkamienna Tunguzka, na północ od jeziora Bajkał. W wyniku zdarzenia syberyjskie drzewa zostały powalone w promieniu 40 km, a sam wybuch był widziany z odległości 650 km. Prawdopodobnie zginęły dwie osoby ale tak niska liczba ofiar śmiertelnych wynika z tego, że katastrofa miała miejsce na terenach niezamieszkałych. Podobne zdarzenie na terenie zurbanizowanym mogłoby pociągnąć za sobą tysiące ofiar.
Naukowcy szacują, że kolizje Ziemi z obiektami wielkości kilkudziesięciu metrów zdarzają się raz na 100 lat. Na katastrofę porównywalną do tej, która doprowadziła do wyginięcia dinozaurów statystycznie przyjdzie nam poczekać jeszcze dłużej, miliony lat. Nie miejmy jednak złudzeń, meteoroidy z pewnością nie będą trzymały się naszych harmonogramów i modeli statystycznych. Nie liczmy więc na ich punktualność. Równie dobrze do zderzenia może dojść dzisiaj. Istnieje jednak sposób, żeby takim katastrofom przeciwdziałać. Wystarczy, że zawczasu zmienimy tor lotu zagrażającego nam ciała niebieskiego. Będzie to możliwe, jeśli ciało niebieskie zostanie odpowiednio wcześnie wykryte. Właśnie nad tym pracuje obecnie Creotech Instruments S.A.
Czytaj też: 15 tysięcy obiektów kosmicznych zagraża Ziemi