Reklama

BEZPIECZEŃSTWO

"Wystrzał z satelity". Pentagon oskarża Kreml o test orbitalnej broni

Fot. US Space Command/Wayne Clark [spacecom.mil]
Fot. US Space Command/Wayne Clark [spacecom.mil]

W oświadczeniu wydanym 23 lipca połączone dowództwo kosmiczne Departamentu Obrony USA (US Space Command) zarzuciło Rosji przeprowadzenie kilka dni wcześniej testu uzbrojenia antysatelitarnego. Użyty instrument opisano jako broń bazowania orbitalnego (Space-Based Anti-Satellite Weapon) - nowy incydent powiązano z aktywnością wzbudzającego już wcześniej wątpliwości satelity Kosmos-2543. Obiekt ten monitorowano od miesięcy pod kątem stwierdzonego wykonywania nieoczekiwanych manewrów i podążania za amerykańskimi satelitami rządowymi na niskiej orbicie okołoziemskiej.

Swoją wypowiedź do całej sprawy przedstawił w oświadczeniu US Space Command głównodowodzący tej formacji, gen. John „Jay” Raymond, będący zarazem dowódcą operacji US Space Force. Z jego słów wynika, że rosyjski satelita wykonał na orbicie okołoziemskiej próbę kinetyczną, wyrzucenia ze swojego wnętrza zwartego obiektu z dużym impetem (według amerykańskich doniesień - z prędkością względną przekraczającą 600 km/h). "15 lipca Rosja wstrzeliła na orbitę nowy obiekt z satelity Kosmos-2543" - podano. "Dowództwo kosmiczne USA ma dowody na to, że Rosja przeprowadziła nieniszczący test kosmicznej broni przeciwsatelitarnej" - stwierdzono w przekazie z 23 lipca (opublikowanym na oficjalnej stronie internetowej tej formacji).

Domniemaną próbę uznano za test uzbrojenia działającego z poziomu orbity - w mnogich przekazach ze strony oficjalnych przedstawicieli mowa jest o "miotanym pocisku". "Rosja wypuściła ten obiekt w pobliżu innego rosyjskiego satelity, podejmując działanie na orbicie podobne do przypadku z 2017 roku, niezgodnie z deklarowaną misją systemu" - wskazano dalej w komunikacie US Space Command.

Wymieniony rosyjski instrument (Kosmos-2543) jest o tyle ciekawym przypadkiem, że zdaniem Pentagonu sam przed kilkoma miesiącami został wyprowadzony na orbitę jako subsatelita inspekcyjny, uwolniony na orbicie przez inny obiekt (Kosmos-2542). Kosmos-2543 to ten sam system, który na początku bieżącego roku (meldunki w lutym) manewrował w pobliżu satelitów rządu USA i synchronizował z nimi swój lot. Jak oświadczał wówczas gen. Raymond, rosyjski pojazd "ścigał" tajnego satelitę National Reconnaissance Office, USA 245.

Szef US Space Command wyrażał kilkukrotnie w ciągu roku obawy dotyczące rosyjskich poczynań w kosmosie - także w kontekście testowego wystrzelenia przez Rosję z kosmodromu w Plesiecku rakiety przeciwsatelitarnej Nudol, która może zagrozić amerykańskim satelitom na niskiej orbicie okołoziemskiej. W najnowszym oświadczeniu Raymond stwierdził, że test z 15 lipca jest „kolejnym dowodem ciągłych wysiłków Rosji w zakresie opracowywania i testowania systemów antykosmicznych oraz odzwierciedla opublikowaną przez Kreml doktrynę wojskową dotyczącą użycia broni, która zagraża amerykańskim i sojuszniczym zasobom kosmicznym”. Departament Stanu USA skrytykował zastosowanie rosyjskich satelitów jako „niezgodne z ich zadeklarowaną misją", wobec wykazywania przez nie "cech broni kosmicznej”.

Krytykę pod adresem Rosji wyraził osobno amerykański wysłannik ds. kontroli zbrojeń Marshall Billingslea. Za pośrednictwem mediów społecznościowych stwierdził, że czyn Rosji był "w oczywisty sposób nie do zaakceptowania", a temat incydentu będzie poruszany w rozmowach z Rosją w Wiedniu na temat nowego traktatu kontroli broni nuklearnej. Słowa potępienia sformułował też Christopher Ford, pełniący obowiązki podsekretarza stanu ds. kontroli zbrojeń i bezpieczeństwa międzynarodowego. W swoim oświadczeniu podał, że ostatni test „uwydatnia obłudną postawę Rosji w zakresie kontroli zbrojeń w kosmosie, którą Moskwa traktuje instrumentalnie w dążeniach do ograniczenia możliwości Stanów Zjednoczonych, najwyraźniej nie mając zamiaru wstrzymywać własnego programu antysatelitarnego - zarówno w zakresie naziemnych zdolności, jak i czegoś, co wydaje się być rzeczywistą bronią orbitalną”.

Dezaprobatę względem Rosji wyraziły zresztą nie tylko Stany Zjednoczone - oficjalne wyrazy krytyki wystosowali przedstawiciele kanadyjskich i brytyjskich sił zbrojnych. Rosyjskie poczynania potępił m.in. szef brytyjskiego odpowiednika dowództwa kosmicznego, wicemarszałek Royal Air Force Harvey Smyth. Wyraził w pierwszej kolejności zaniepokojenie domniemanym świeżym testem rosyjskiego satelity (wskazując wprost na "wystrzelenie pocisku"), podkreślając przy tym, że obiekt ma „cechy broni”. „Działania takie, jak te zagrażają pokojowemu wykorzystaniu przestrzeni kosmicznej i grożą powstaniem szczątków, które mogą stanowić zagrożenie dla satelitów i systemów kosmicznych, od których zależy świat” - stwierdził. Brytyjski dowódca wezwał też Rosję do „odpowiedzialności” i „unikania dalszych takich testów”.

Przedstawione przez Amerykanów i Brytyjczyków zarzuty skomentowali już przedstawiciele Kremla. Jak podała tamtejsza agencja informacyjna TASS, głos w sprawie zabrał m.in. rzecznik prasowy prezydenta Federacji Rosyjskiej, Dmitrij Pieskow. "Rosja była i nadal jest oddana celowi całkowitej demilitaryzacji przestrzeni kosmicznej" - powiedział w piątek 24 lipca. Zastrzegł przy tym, że kwestia ta podlega kompetencji rosyjskiego Ministerstwa Obrony i MSZ. „Rosja zawsze była i pozostaje krajem, który jest zaangażowany w realizację celu, jakim jest pełna demilitaryzacja przestrzeni kosmicznej i niewykorzystywanie jakichkolwiek rodzajów broni w przestrzeni kosmicznej” - podkreślił dalej.

Odpowiedź rosyjskiego Ministerstwa Obrony przytoczyła z kolei agencja Associated Press. W oświadczeniu podano, że w wydarzeniu z 15 lipca uczestniczył „mały pojazd kosmiczny”, który dokonał inspekcji innego rosyjskiego satelity „z bliskiej odległości przy użyciu specjalnego sprzętu”. Choć nie ujawniono szczegółów i skutku przeprowadzonej operacji, podkreślono jednakże, że test "dostarczył cennej wiedzy".

Reklama
Reklama

Komentarze