Reklama

KOSMONAUTYKA

Dyrektor Roskosmosu: Chcemy wysłać ludzi na Marsa

Ilustracja: NASA
Ilustracja: NASA

Igor Komarow, dyrektor agencji Roskosmos, oświadczył podczas wizyty w USA, że Rosja również jest zainteresowana wysłaniem człowieka na Marsa. Projekt osiągnięcia Czerwonej Planety został rozłożony na kilka etapów: kontynuowanie badań na niskiej orbicie okołoziemskiej, działalność na Księżycu, a dopiero potem załogowy lot na Marsa i ewentualna jego kolonizacja.

Pomysł załogowej ekspedycji marsjańskiej nie jest niczym nowym. Od dawna stanowi długofalowy cel największej i najbogatszej agencji kosmicznej świata - amerykańskiej NASA - ale nie tylko. W ostatnich latach podobne deklaracje składa szereg mniejszych podmiotów, jak choćby Zjednoczone Emiraty Arabskie czy prywatne korporacje w rodzaju SpaceX.

Jak do tej pory górnolotne plany przegrywały w zderzeniu z twardą rzeczywistością. Załogowy lot na Marsa to przedsięwzięcie horrendalnie drogie i o wiele bardziej ryzykowne od amerykańskich wypraw na Księżyc z lat 60. i 70. XX wieku. Opowieści o spacerach po powierzchni Czerwonej Planety i jej kolonizacji wyglądają dobrze w nagłówkach mediów i chętnie podchwytują je twórcy filmowi, lecz są na tyle długofalowe, że ich niezrealizowanie nie powoduje poważniejszych skutków politycznych. Czy ktokolwiek wypomina dziś Bushowi Seniorowi deklarację ekspedycji marsjańskiej z roku 1989?

Czytaj też: Wyścig na Marsa. Kiedy człowiek stanie na Czerwonej Planecie?

„Chcemy wysłać ludzi na Marsa”, mówił Komarow. „Ale niech będą żywi w chwili osiągnięcia jego powierzchni. Chcemy móc ich też sprowadzić z powrotem na Ziemię całych i zdrowych. Trzeba więc wyeliminować kilka problemów medycznych, zbudować lepsze systemy podtrzymywania życia i rozwiązać kwestię promieniowania”.

W tej chwili Rosjanie skupiają się na badaniach prowadzonych na niskiej orbicie okołoziemskiej, czego częścią była m.in. One-Year Mission, realizowana wespół z Amerykanami obserwacja rocznego pobytu astronautów Scotta Kelly'ego i Michaiła Kornijenki na pokładzie ISS. LEO jest dobrym poligonem testowym dla wielu technologii uniwersalnych dla różnego rodzaju misji załogowych, jak choćby systemów podtrzymywania życia czy ochrony przed szkodliwym promieniowaniem kosmicznym. Stacja kosmiczna to również miejsce treningu astronautów i obserwacji wpływu środowiska kosmicznego na ludzki organizm. Z tych względów Rosjanie są zainteresowani przedłużeniem funkcjonowania ISS do 2028 r., a w razie problemów myślą nad samodzielną budową nowej stacji.

Komarow w swoim wystąpieniu podkreślił także wagę lotów na Księżyc jako kolejnego etapu wstępnego. Jest to krok, którego jego zdaniem nie wolno pomijać. Dodał, że Roskosmos planuje w tej chwili misję zrobotyzowaną na ziemskiego satelitę, w skład której mają wejść orbiter i lądownik, jednak nie zdradził żadnych szczegółów projektu. Od jakiegoś czasu wiadomo też o pomyśle pierwszego rosyjskiego lotu załogowego na Księżyc.

Wizja nakreślona przez Komarowa nie zawiera żadnych konkretnych terminów, lecz i bez nich brzmi dość realistycznie. Rozłożenie jej na kilka etapów pozwala na stopniowanie wydatków i dostosowywanie ich do bieżącej sytuacji politycznej bez konieczności bolesnej rewizji planów. Bieżąca polityka zaś, jak wynika z najnowszej historii, ma duży wpływ na kondycję finansową Roskosmosu.

Nie sposób również nie zauważyć, że w niemal identyczny sposób podchodzili do tematu Amerykanie, nim Barack Obama anulował program Constellation. NASA, z której planów nie wykreślono przy tym lotu marsjańskiego w latach 30. XXI wieku, rozważa obecnie budowę Deep Space Gateway, niewielkiej stacji na orbicie Księżyca. Wygląda więc na to, że nieśmiało zarysowujący się wyścig na Marsa może skupić się najpierw na rejonach o wiele bliższych Ziemi.

Czytaj też: Rzecznik Kremla: Roskosmos może konkurować ze SpaceX

Katarzyna Stróż

 
Reklama

Komentarze

    Reklama