Reklama

Do wypadku doszło 1 września br. o godz. 15:07 czasu polskiego w kosmodromie na przylądku Canaveral na Florydzie. Należąca do SpaceX rakieta Falcon 9 full thrust miała wynieść 3 września na orbitę wartego 195 mln USD izraelskiego satelitę telekomunikacyjnego AMOS-6. Niestety podczas wczorajszej eksplozji zarówno rakieta, jak i ładunek uległy zniszczeniu. Według przecieków satelita był najprawdopodobniej ubezpieczony na okres począwszy od startu wynoszącej go rakiety. Polisa nie obejmowała natomiast czasu testów naziemnych.

Przyczyny katastrofy wciąż nie są zbyt dobrze rozpoznane i będą one zapewne przedmiotem szczegółowego dochodzenia w najbliższych miesiącach. Niemniej, jeszcze wczoraj władze SpaceX podawały, iż powodem wypadku była „anomalia na stanowisku startowym”. Dziś wiemy już nieco więcej, z późniejszego Tweeta Elona Muska, który sprecyzował, że problem zaczął się w pobliżu zbiornika z tlenem drugiego stopnia rakiety. Awaria nastąpiła w momencie tankowania paliwa. Realizowana wczoraj procedura miała na celu przetestowanie silników pierwszego stopnia rakiety, poprzez włącznie ich na kilka sekund. Na szczęście podczas tego typu testu, tak jak przy samym starcie, nikt nie ma prawa przebywać na stanowisku startowym, dzięki czemu eksplozja nie pociągnęła za sobą ofiar w ludziach. Wkrótce po wybuchu drugiego stopnia rakiety upadek satelity AMOS-6 wywołał kolejny wybuch, a później słychać było jeszcze kilkanaście kolejnych. Stanowisko startowe przez kolejne godziny spowijał gęsty dym. Nie wiadomo, czy powód eksplozji związany jest z drugim stopniem rakiety czy może bardziej z infrastrukturą naziemną. Być może wpływ na wydarzenia miała pogoda – panowała wyjątkowo duża wilgotność powietrza.

Wczorajsze wydarzenie oznacza duże straty wizerunkowe dla firmy SpaceX. Starty rakiety Falcon 9 zostaną z pewnością na jakiś czas wstrzymane, co najmniej do czasu poznania przyczyny wczorajszej katastrofy. Już w przyszłym roku miał się wszak odbyć załogowy lot kapsuły Dragon 2 z użyciem rakiety Falcon 9R. Zakontraktowane na ten rok z firmą SpaceX starty kolejnych komercyjnych satelitów stają pod znakiem zapytania, podobnie jak zaopatrzeniowy lot Dragona z zaopatrzeniem dla Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Najprawdopodobniej nie dojdzie też tej jesieni do wyczekiwanego, pierwszego w historii zastosowania pierwszego członu rakiety „z odzysku” do kolejnego startu.

Z utraconym satelitą AMOS-6 związane były nadzieje Facebooka, na zapewnienie dostępu do internetu dla niektórych regionów Afryki. Żal z powodu katastrofy wyraził zatem Mark Zuckerberg, dodając jednocześnie: „Na szczęście rozwinęliśmy inne technologie, takie jak Aquila, które też będą dobrze łączyć ludzi”.

Czytaj więcej: Izraelski satelita zapewni dostęp do Internetu dla 14 krajów w Afryce

Dobra wiadomość jest natomiast taka, że eksplozja Falcona 9 nie wpłynie w żaden sposób na zaplanowany na 8 września br. start rakiety Atlas 5, która wyniesie sondę kosmiczną OSIRIS-REx, mającą podążyć do planetoidy Bennu celem pobrania próbek skalnych i dostarczenia ich do badań w roku 2023. Wybuch rakiety nośnej SpaceX na szczęście nie zagroził tej misji, choć oba stanowiska startowe dzieli odległość niecałych 2 km.

Stanowisko Launch Complex 40 z którego miał 3 września startować Falcon, ucierpiało jednakże dość mocno i będzie wymagać poważniejszego remontu. Możliwe więc, że pierwsze po wznowieniu lotów starty Falcona 9 będą musiały odbywać się z Bazy Sił Powietrznych Vandenberg, której lokalizacja uniemożliwia jednak realizację niektórych typów zadań np. dostarczania zaopatrzenia na ISS

Czytaj więcej: Straty klientów SpaceX po wypadku na przylądku Canaveral

Paweł Ziemnicki

Reklama
Reklama

Komentarze